29 marca, 2015

Łagodzenie mocnego szamponu olejem, gliceryną i mocznikiem

Jakiś czas temu byłam bardzo ciekawa nowych szamponów Sylveco, ponieważ miałam nadzieję, że będzie to coś w rodzaju wzbogaconego o składniki pielęgnujące Babydream'a. Wodnista konsystencja Balsamu Myjącego zapowiadała, że szampon będzie naprawdę bardzo łagodny, tak delikatny, że część z nas pewnie miałaby problem umyć nim włosy :] Dla mnie to oczywiście plus.

Jednak nie wiem z jakiego powodu, szampon bardzo przesuszał mi włosy. Po trzech myciach odstawiłam go do szafki, czasami myjąc nim twarz.

Niecały miesiąc temu postanowiłam go reanimować. Mój plan był jeden i bardzo ogólny. Chciałam go przeciążyć składnikami okluzyjnymi. Wykorzystałam próbnie kilka produktów, dodając je prosto do butelki.

Były to (w ilości orientacyjnej, niczego nie zapisywałam):
- 20 pompek olejku Alterra Migdał i Papaja
- 20 kropli gliceryny

Ku mojemu zdziwieniu temu jakże lejącemu szamponowi wcale nie zaszkodziła spora ilość olejów i humektantu. Nadal pienił się w tak samo mało intensywny sposób. Włosy - wreszcie wyglądały dobrze, nawet świetnie, przestały być suche i szorstkie, co baaardzo miło mnie zaskoczyło.

Nadal jednak niepokoiła mnie ta piana ;], więc po jakimś czasie dodałam następne składniki, licząc się z tym, że mogę już przesadzić:

- 10 pompek tej samej Alterry
- 2 łyżeczki glinki białej
- 4 łyżki oleju kokosowego w formie płynnej
- olejków eterycznych: jałowcowego, tymiankowego, lawendowego, szałwiowego (po 3 krople)
- 10 kuleczek mocznika

Pamiętajcie, że stężenie mocznika w kosmetykach nawilżających to do 10%, przy wyższych wartościach będzie złuszczał skórę.

Po takim obciążeniu piana wreszcie zaczęła się wycofywać i tworzyła się tylko przy wstrząsaniu i mocnym pocieraniu między rękami. Nowe Sylveco :] fantastycznie spisało się na włosach, wystarczy jedno mycie i włosy były czyste, bardzo lśniące, ale w ogóle nie straciły nawilżenia. Dla mnie jest to ważna kwestia, ponieważ mam włosy mieszane, suche na końcach - dlatego w ogóle ich nie myję, wszystkie specyfiki myjące (naturalne i szampony) stosuję  tylko na skórę głowy.

Ponad rok temu zrobiłam podobny eksperyment, ale z Barwą Ziołową i olejem migdałowym. Przygotowałam wtedy porcję szamponu składającą się z:

- płaskiej łyżeczki Barwy
- 2 łyżek oleju migdałowego

Wszystko wymieszałam i wstrząsnęłam. Takie połączenie było znacznie łagodniejsze dla włosów i było to widać już przy pierwszym użyciu. Myślę, że można w ten sposób naprawić wiele słabych lub za mocnych dla nas szamponów, a zamiast oleju migdałowego wykorzystać olej słonecznikowy lub oliwę, gdyby jednak taka mieszanka była nieodpowiednia dla naszych włosów.

Wiem też, że niektóre dziewczyny negatywnie recenzują sklepowe szampony, które od początku są bogate w oleje, ponieważ "oblepiają im włosy" albo ich nie domywają. Cóż, tak też może być, więc miejcie to na uwadze, bo w zaproponowanych tu przepisach olejów jest naprawdę dużo w stosunku do detergentu. Warto sprawdzić taki szampon na jednej porcji. Myślę też, że znów dużą kwestię odgrywa tutaj technika mycia włosów. Sama widzę na sobie, jak wykorzystywanie naturalnych składników do mycia włosów zmieniło moją technikę, obecnie robię to znamiennie inaczej niż kiedyś.

W najbliższym czasie na blogu będzie mały przestój. Wiem, że czekacie na więcej przepisów z kuchennych składników. Niestety przygotowanie takiego postu zajmuje sporo czasu, obecnie mam trochę nerwowy okres, dlatego jeśli macie jakieś pytania odnośnie no-poo, jajek, mąki, mydlnicy, piszcie w komentarzach, w ciągu doby na pewno odpowiem.

25 marca, 2015

"Kobieta i życie" 1977: Coś dla siwiejących blondynek: rumianek, łupiny cebuli i rabarbar

"Kobieta i życie" nr 14, 3 IV 1977
Tym razem coś dla jasnych włosów, które zaczynają przechodzić na srebrną stronę mocy. W 14. numerze "Kobiety i życia" (3 IV 1977r.) na samym jego koniuszku, w rubryczce "Zielarz" domowe przepisy na ukrycie rozpoczynającej się siwizny. Autor wpisu przedstawia rozwiązanie dla tych pań, które chcą i mogą jeszcze przez jakiś czas bronić się przed pojedynczymi pasmami siwych włosów, a farbowanie chemiczne bądź henna zupełnie pochłonie naturalny odcień włosów. W tym celu odwołuje się do doświadczeń medycyny ludowej, która posiłkowała się naturalnymi barwnikami roślinnymi: rumiankiem, łupinami cebuli i rabarbarem. 

Przepisy są trzy.

Przepis na rumianek. Szklankę ziół zaparzać trzema szklankami wrzątku i trzymać na małym gazie przez pół godziny, nie doprowadzając do wrzenia. Po myciu kilkukrotnie wypłukać włosy w wywarze, aż do satysfakcjonującego przejścia koloru.

Przepis na łupiny cebuli. 3-5 dkg łusek gotować w dwóch szklankach wody przez 10 minut. Po przecedzeniu dodać kilka kropli gliceryny. Codzienne zwilżać wywarem włosy dopóki włosy nie chwycą barwnika.

Przepis na rabarbar. Nieobrany korzeń rabarbaru gotować w wytrawnym białym winie. Po przecedzeniu płyn powinien być dosyć gęsty. Należy nim smarować włosy i wyczesać pozostałe włókna gęstą szczotką. Po stosowaniu włosy powinny nabrać koloru ciemnoblond.

Całą rubryczkę możecie przeczytać tutaj:


Po raz kolejny przeglądając czasopisma dla pań sprzed 30 lat mam wrażenie, że celowały w zupełnie inną grupę odbiorców, niż dzisiejsze magazyny pełne retuszowanych zdjęć i sponsorowanych artykułów - ledwie odróżnialnych od tych właściwych. "Kobieta i życie" jest przekrojem przez świat kobiety tamtych czasów: zaabsorbowanej polityką i sprawami społecznymi; ciekawej tego, co dzieje się w Polsce i na świecie. Nie są dla niej interesujące recenzje kosmetyków (do których nie ma dostępu), kupony rabatowe do wycięcia i przepisy na najmodniejszą dietę i zielony jęczmień. Najpierw interesuje ją dostęp do służby zdrowia, potem społeczny ruch w Czechosłowacji angażujący Panów w macierzyństwo, wykroje na "wdzianko z kapturem" w rubryce "Oczko w lewo, oczko w prawo", a na samym końcu gazety - Festiwal Filmów Jugosławiańskich w Pulo.

Czy to my, Kobiety tak zmieniłyśmy się i weszłyśmy w łatwe i przyjemne koleiny zaabsorbowania modą i stylem życia?
Gdzie podziały się pisma dla kobiet opiniotwórcze, przybliżające wysoką kulturę i postawy obywatelskie?



15 marca, 2015

"Zwierciadło" 1976: Cienkie włosy

Trochę zblazowana pani na okładce
"Zwierciadła", 1976r.
W dzisiejszej Historii Pielęgnacji brak zgody. 

Maria Kędra w rubryczce "Uroda" w tygodniku "Zwierciadło" (1976r.) zgodnie z powszechnym upodobaniem tamtych czasów twierdzi, że włosy cienkie z natury zasługują na fryzurki krótkie, takie, które nie podkreślają wad takiego rodzaju włosów. Jeśli czytałyście jej książkę "Sekrety urody", w której cały obszerny rozdział poświęcono pielęgnacji włosów, też pewnie natknęłyście się na podobną opinię. Im dłuższe, twierdzi, tym bardziej uwidaczniają swoją rzadkość i smukłość. Odpowiednia dla nich fryzura to taka do, maksymalnie, połowy szyi. A najlepiej jeszcze krótsze, zgrabnie obcięte i podkreślające kształt główki i długą szyję. Umiejętne cieniowanie zwiększy optycznie ich objętość, a polecana metoda cięcia to Vidal Sasson. Jeśli rozjaśnianie, to tylko pasemek i nigdy włosów bardzo ciemnych w bardzo jasne. Można pomyśleć jeszcze o ondulacji, która "znów wraca do łask", ale tylko tej delikatnej, która zapewnia łagodny skręt, i obowiązkowo tylko na zdrowych włosach. Trwała dla słabszych włosów będzie odpowiednia tylko wtedy, gdy ostrzyże je się bardzo króciutko wokół głowy. 

Cienkie włosy trzeba myć bardzo często, ale wyłącznie szamponami łagodnymi, a najlepiej całymi jajkami z dodatkiem witaminy D i kilku kropli soku z cytryny. Taki szampon przyrządzony w domu wzmacnia ich objętość, zapobiega elektryzowaniu i optycznie pogrubia. Można też stosować płyny do włosów, działające antystatycznie. Nadmiar tych płynów nie wpłynie jednak dobrze na ich układanie i wzmoży przetłuszczanie, dlatego trzeba je umiejętnie miarkować. 

Włosy cienkie, a szczególnie te farbowane sprawiają kłopoty przy rozczesywaniu na mokro, dlatego trzeba unikać siłowania się z nimi, a zamiast tego sięgać po odżywki. Nie warto wybierać tych tłustych, najlepsze będą "emulsje regenerujące i żele". Dla włosów cienkich szkodliwy jest "gorący fen i gorące suszarki", nakręcanie na wałki i suszenie na słońcu. Zioła stosowane systematycznie pomogą w pielęgnacji tego typu włosów, najlepiej napary z rumianku i szałwii (dla jasnych włosów), z kłącza tataraku i kory dębowej (dla włosów ciemnych) i skrzypu polnego (dla włosów tłustych cienkich). Zalecane jest okresowo uzupełniać dietę w witaminę B1, B2, B6, B complex, A i PP. Cienkich włosów nie należy w okresie zimowym zbyt długo przetrzymywać w futrzanych czapkach i grzejących turbanach.

Cały tekst możecie przeczytać po lewej.

Jakkolwiek nie będę polemizować z poradami, jak pielęgnować włosy cienkie, nie do końca mogę się zgodzić z zaleceniem, by tego rodzaju włosy strzyc w krótkie fryzurki ("najlepiej do połowy szyi"). Nie do końca jest to prawda, że dłuższe cięcie uwidacznia ich mizerię, uważam, że wręcz przeciwnie. Wiele blogerek o cienkich włosach udowodniło fotograficznie (np. tu, tu i tu), że dłuższe fryzury wyglądają znakomicie przy tego typu włosach. Sama posiadam cienkie włosy (choć gęste) i na podstawie ich postępującej długości widzę, że z każdym centymetrem zyskują na mocy. Widziałam też to zjawisko u mojej koleżanki i siostry, które dopiero po ścięciu swoich rzadkich, cienkich, ale bardzo długich włosów tej mocy niestety się pozbyły. Cienkie włosy mają bowiem zaskakującą właściwość. Rozwijając swoją długość nabywają nieoczekiwanej ciężkości i wigoru: wbrew swoim predyspozycjom dodają właścicielce energii. Widziałam to zjawisko kilkakrotnie na bliskich mi osobach. Warunkiem jest, aby takie włosy były zdrowe i dobrze utrzymane. Wtedy ta "obnażająca" długość wbrew przewidywaniom nie odbiera, ale dodaje. Pewnego razu byłam bardzo zdziwiona, kiedy moja znajoma nagle obcięła swoje długie włosy do poziomu szyi i dopiero wtedy można było dostrzec, jak cienkie i rzadkie w rzeczywistości były jej włosy. Podobne zjawisko da się też dostrzec u dziewczyn, które mają z natury bardzo gęste i grube włosy. Niedawno w MWH poznaliśmy Karlottę, która oddała warkoczyki Fundacji Rak'n'Roll i obcięła je przed łopatki. Być może opowiadam teraz tylko o swoim wrażeniu, ale jej długie włosy wydawały się bardzo potężne, podczas gdy te obcięte na długość przed łopatki wydają się ładne i zadbane (tutaj zdjęcie przed i po). Z tego akapitu pozdrawiam Cię Karlotto i gratuluję gestu! :)

Myślę, że w ogóle to zalecenie nie powinno obejmować włosów cienkich i gęstych, a przy cienkich i rzadkich pokaźna długość może sprawić, że włosy wcale nie wydają się mizerne i rzadkie. Oczywiście nie zawsze tak będzie. Wystarczy, aby były zadbane i zdrowe, a głowa była wolna od prześwitów.

Krystyna Mazurówna
Myślę też, że kiedyś (w PRLu) powszechnie polecano kobietom noszenie krótszych, praktycznych fryzur, niż zapuszczanie ich do pasa. To tylko w drodze wyjątku, jeśli takie były upodobania, a same włosy rosły bardzo gęsto. Inna porada jaka się pojawia w dawnych, polskich tekstach na ten temat, to pilnowanie granicy śmieszności między przekroczeniem przez kobietę pewnego wieku a długością jej włosów. Po trzydziestce wypadało włosy znacznie obciąć i ewentualnie zająć się zapuszczaniem ich u swoich córeczek :)

Dzisiaj na polskiej ulicy można niestety zauważyć efekty takiej edukacji. Jest już kwestią mody, że panie wychowane w tamtych czasach, 60+, strzygą się na bardzo krótko i farbują siwe pasma na dziwne, często nie pasujące do urody kolory: śliwki, bakłażana, syntetycznego bordo. Takie kolory bardzo szybko się wypłukują, a na siwych, krótko obciętych włosach odrosty wyglądają nieestetycznie. Nie mówiąc o tym, że ekscentryczne kolory, o ile nie są świadomą ekstrawagancją jak u Krystyny Mazurówny, wyglądają bardzo niekorzystnie u starszych pań.

Yasmeen Rossi, 57 lat
Siwe, długie włosy u starszych kobiet wyglądają fantastycznie, jednocześnie dodają dostojności, ale też zmiękczają w tym wieku rysy twarzy. Wiele kobiet przestaje w ogóle dbać o swój wygląd, ubrania wybierają pod względem wygody, ale zawsze, zawsze mają czas pozbyć się siwych włosów i akceptują pomysły fryzjerek...

Ostatnio miałam okazję aż obrócić się za jedną starszą panią, która miała wspaniałego białego boba podkręconego na końcach, na główce pudrowy berecik i pastelowe, wełniane palto. Wyglądała pięknie :)





Zapraszam do poprzednich artykułów z cyklu Historia Pielęgnacji:


13 marca, 2015

Mój ulubiony szampon 1: żółtko, kakao, gliceryna

Niedawno któraś z Was poprosiła o więcej przepisów na szampony, więc w piątkowy wieczór przygotowałam jedną z moich ulubionych emulsji i zrobiłam dla Was zdjęcie efektów. Uzupełnianie tego bloga idzie trochę wolno, bo zawsze chciałabym Wam pokazać na zdjęciach, czego można się spodziewać po proponowanych tutaj szamponach. 
Większość z moich ulubionych jest na bazie jajek. Przede wszystkich prawie nic nas nie ogranicza przed dodaniem jakiegoś kuchennego składnika, możecie według potrzeb czy fantazji robić własne szampony na bazie jajek. Oczywiście najlepiej mieć jakiś zamysł na możliwości takiego szamponu i nie dodawać tego, co mamy pod ręką chaotycznie. Możemy np. przygotować szampon, który od razu będzie zamykał łuski, albo odwrotnie, rozchylał je i bardzo mocno oczyszczał. Możemy zrobić szampon dla jasnych włosów na bazie maceratu lub mocnego naparu z rumianku. Albo taki, który będzie perfumował włosy za pomocą olejków eterycznych. Pamiętajcie, że mimo iż wszystkie proponowane przeze mnie składniki są naturalne lub nawet spożywcze, mają określony wpływ na włosy i nie można ich porcjonować według uznania: przede wszystkim musimy pilnować jego ph oraz balansu myjąco-pięlęgnującego (im więcej olejów czy humektantów, tym mniejszy potencjał myjący - w końcu nie używamy tutaj sklepowych detergentów!)
Przykrą sprawą jest to, że żółtkowych szamponów nie można stosować zbyt często. Jeszcze przede mną trochę drogi, by utrzymać świeżość włosów przez tydzień, ale kiedy to już się stanie, jajka na pewno będą podstawą w myciu moich włosów.

Dzisiejszy przepis jest bardzo uniwersalny, wszystkie składniki poza gliceryną znajdziecie w kuchni. Jest to szampon, który poradzi sobie z olejowaniem włosów - wiem, że niektóre dziewczyny zastanawiają się, jak pogodzić no-poo z pielęgnacją włosów olejami. Żółtko bez problemu domywa nawet bardzo brudne włosy. Tak dobrze, że dodany do dzisiejszego szamponu olejek Alterra nie pogorszył tych właściwości.

Bazą dla szamponu są:


  • 2 żółtka
  • łyżeczka kakao
  • łyżeczka mąki kukurydzianej
  • 10 kropli gliceryny
  • 10 kropli oleju (nie ciężkiego!, u mnie mieszanka Alterry)

Pisałam, że szampon jet uniwersalny - mam na myśli jego pielęgnującą i kondycjonującą funkcję. Dlatego wszystkie składniki uzupełniają szampon tak, by był on emulsją proteinowo-humektantowo-emolientową. Tak naprawdę jest to szampon i odżywka 2w1. Jego składniki doskonale zaimpregnują włosy, a żółtko nie powinno zaszkodzić nawet tym zniszczonym, rozjaśnianym końcówkom.

Ph tego szamponu oceniam jako neutralne. Żółtko jaja ma ph około 6, jeżeli chcielibyście mieć kwaśny szampon, możecie dodać parę kropel soku z cytryn. Na razie nie posiadam papierków lakmusowych, dlatego jestem zmuszona oceniać orientacyjnie. Gdybyście chcieli go uzasadowić, możecie dodać glinki lub sody. Ogólnie w tej kwestii jest to emulsja bezpieczna.

Olejek w przepisie jest opcjonalny. Dodaję go wtedy, kiedy przed myciem nie olejuję włosów. Jeżeli to zrobiłyście, możecie pominąć ten składnik.

Jak przygotować szampon?

W kwestii mycia włosów żółtkiem, chyba wszystko wyjaśniłam w tym poście. Przeczytajcie go, bo jest to szczegółowe vademecum, jak używać jajek do mycia włosów i uniknąć wpadki. Akurat przy tym przepisie zmiksowanie wszystkich składników jest bardzo istotne, nie omijajcie tego kroku! Kakao, mąka, olej i reszta składników powinny utworzyć jednolitą konsystencję, tak aby nie powstały grudki olejowo-mąkowe :-). Jak najbardziej można doprowadzić ten szampon do konsystencji kogla-mogla.
Ja trzymam szampon na włosach około 20 minut, najpierw wykonując masaż głowy, a potem zawijając głowę w koszulkę. Możecie również z takiej emulsji zrobić godzinny kompres. Pamiętajcie, żeby wszystko dobrze wypłukać! Raz zdarzyło mi się zobaczyć kawałek zafarbowanej kakao skóry głowy :-)

Zalety

Dlaczego lubię żółtko? Delikatnie oczyszcza włosy. Nabłyszcza je i lekko usztywnia. Włosy wydają się "puszyste", są sypkie i bardzo zyskują na objętości. I dodatkowo - u mnie żółtko przedłuża świeżość włosów o jeden dzień. Dlatego na następny przepis musicie troszkę poczekać :)

Efekty




Później wtarłam jeszcze we włosy kilka kropel Alterry.

Piszcie, o czym chcielibyście jeszcze przeczytać, może robicie własne szampony?

Inne przepisy znajdziecie w zakładce: Przepisy na szampony.



10 marca, 2015

"Przyjaciółka" 1984: Rady Kosmetyczki - Pielęgnacja włosów

"Przyjaciółka" 8 listopada 1984, nr 45
Dzisiaj kolejny wpis z blogowego cyklu Historia Pielęgnacji. Doszperałam się wreszcie do archiwalnych numerów różnych czasopism kobiecych z lat 1974-1984: "Zwierciadła", "Kobiety i życia", "Magazynu Rodzinnego", "Przyjaciółki" i "Przyjaźni". W wolnych chwilach lubię wyciągać egzemplarz i przez chwilę mieć dostęp do tamtego świata. Jest to lektura bardzo nostalgiczna, ponieważ niemal wszystko, co dotyczyło rzeczywistości rodzinnej i społecznej wyglądało wtedy inaczej. Także same magazyny i ich profil. Jeśli sądzicie, że w dawnym "Zwierciadle", tak jak w dzisiejszym pojawiały się artykuły o jodze, zupie z chwastów oraz motywacyjne wywiady z aktorkami, to niestety jesteście w błędzie. Uważam, że "Zwierciadło" to najlepszy magazyn dla kobiet w tej kategorii prasowej, jednak dzisiaj jest to pismo, które tak jak chyba wszystkie, wyznaczyły swój profil tematyczny między kosmetykami, stylem życia i samorozwojem - w różnej proporcji. Kiedyś zarówno "Zwierciadło" jak i "Przyjaciółka" były pismami społecznymi, rodzinnymi, które z przyjemnością czytały zarówno kobiety jak i mężczyźni. Czasopismo zaczynało się od przeglądu wydarzeń w polityce międzynarodowej, potem były artykuły poświęcone palącym kwestiom społecznym i zdrowotnym (brak dostępu do żłobków, złe warunki pracy w fabrykach, wywiady z lekarzami), felietony, artykuły "emancypacyjne", fotoreportaże z kraju i zagranicy, a na szarym, szarym końców rubryczki "Zrób to sam" (półki do salonu, haftowane zasłony, wykroje swetrów) i "Uroda". A w "Urodzie" przepisy na domowe kosmetyki i sposoby pielęgnacji. Brak marek, sklepów, reklam - w czasach niedoboru cnotą każdej kobiety było umieć sobie poradzić z suchą skórą u dzieci, kiedy na półce zabrakło oliwki "Jacek i Agatka". "Przyjaciółka" też pisała o krajowej polityce i była pismem społecznym, nieco więcej miejsca przeznaczono na przepisy kulinarne, rubryczki dla majsterkowiczów i sposoby dbania o dom i higienę całej rodziny.

Dzisiaj mam dla Was kopię rubryczki właśnie z "Przyjaciółki" (8 XI 1984, nr 45). Kosmetyczka Violetta Miczko odpowiada na pytanie czytelniczki Ewy: "Jak pielęgnować włosy, żeby stanowiły prawdziwą ozdobę kobiety, i czym je myć?"

Pierwszą jej radą jest regularne szczotkowanie włosów szczotką z naturalnego włosia, która rozprowadzając wydzielinę gruczołów łojowych po całych włosach, w naturalny sposób natłuszcza je na długości.

Poleca też mycie włosów w wodzie miękkiej, ponieważ woda twarda niedostatecznie oczyszcza włosy z brudu. Jeżeli nie mamy dostępu do deszczówki, wodę z kranu można zmiękczyć boraksem albo sodą oczyszczoną.

Przy włosach suchych i łamliwych nie powinno się według niej używać szamponów. W tym wypadku lepiej używać jajka z dodatkiem niewielkiej ilości szamponu albo wywaru z korzenia mydlnicy. Po każdym myciu dobrze jest użyć płukanki ziołowej, przy włosach suchych należy używać "ziół śluzorodnych", takich jak kwiat lipy czy korzeń ślazu. Do włosów tłustych najlepsze będą napary z pokrzywy, skrzypu, łopianu i tataraku. Poleca też gotową mieszankę ziołową Herbapolu o nazwie "Kapilosan".

Athoualia podesłała stronę, gdzie znaleźć można skład tego preparatu:
w wersji do włosów jasnych: ziele skrzypu, kwiat rumianku, ziele wrzosu, korzeń mydlnicy, kłącze tataraku, ziele nostrzyka, kora wierzby.
do włosów ciemnych: ziele wrzosu, szyszki chmielu, korzeń mydlnicy, ziele skrzypu, kłącze tataraku, liść pokrzywy, ziele nostrzyka, kora wierzby

"Kapilosan" produkował Łódzki Zakład Zielarski "Herbapol" (produkt obecnie chyba już niedostępny).


Oto treść całego artykułu:


Czy chcecie więcej takich wpisów?

Zapraszam Was do poprzednich artykułów z cyklu Historia Pielęgnacji.

08 marca, 2015

Maseczka do twarzy Agafii jako szampon i odżywka 2w1

Dzisiejsza niedziela dla włosów była wymuszonym eksperymentem, ponieważ byłam zdeterminowana wykończyć maseczkę do twarzy, która użytkowana zgodnie z przeznaczeniem była nieodpowiednia dla mojej twarzy. Mowa o Odmładzającej Maseczce Agafii na Mleku Łosia. Ich maseczki mają bardzo fajne składy oraz praktyczne i ekonomiczne saszetki. 100 ml bardzo wydajnej maseczki kosztuje w optymistycznej opcji 5,50 zł. Jest to objętość trudna do wykończenia, szczególnie jeśli bardzo średnio spisuje się na twarzy.

Skład tej maseczki podsunął mi myśl, że może nieźle spisać się jako szampon i odżywka: biała glinka, typowe dla rosyjskich kosmetyków ekstrakty oraz Sodium Cetearyl Sulfate (surfaktant, związek powierzchniowo czynny). Byłam ciekawa, jak taka mikstura sprawdzi się na włosach. Ponieważ włosy dzisiaj niekoniecznie potrzebowały mycia, naolejowałam je Alterrą Migdał i Papaja, a potem zmoczyłam włosy i nałożyłam maseczkę Agafii (zużyłam ostatnią 1/4 saszetki).

Nakładałam ją opuszkami konkretnie na skórę głowy i wykonałam około 1 minutowy masaż. Kolejną minutę maseczka spędziła na włosach. Chciałam w tym momencie zaznaczyć, że emulsja ta się nie pieni i stosowana w taki sposób jest mało wydajna.

Po spłukaniu włosy były czyściutkie i bardzo miękkie. Efekt jest nawet w porządku, a biała glinka z pewnością przedłuży świeżość włosów. Jednak na pewno nie będę wykorzystywać już maseczek Agafii do eksperymentów. Jest to nieekonomiczne i myślę, że szkoda marnować taką ilość produktu na włosy - choć emulsja wystarczająca na 4 zastosowania w cenie 5 złotych to nie jest taka wielka suma, szczególnie kiedy włosy myje się rzadko. Plusy są takie, że to nadal bardzo delikatne mycie, więc pasuje do moich zasad pielęgnacji. I oczywiście bardzo się cieszę, że zużytkowałam nieodpowiedni dla mnie produkt. To może być dobry patent, jeżeli weszliśmy w posiadanie rozczarowującego kosmetyku.

Błysk na włosach jest troszkę przekłamany, bo z uwagi na późną porę posiłkowałam się lampą :-) Patrząc na to zdjęcie jestem zdziwiona, bo z reguły nawet po lampie moje włosy tak nie odbijają światła.



Może jeszcze kilka słów o tym, dlaczego maseczka mi nie podpasowała. Mam wrażenie, że wysuszała moją skórę w sposób, o który nie można podejrzewać obecnej w składzie glinki - na skórze zostawał dziwny, biały nalot, bywało, że skóra była podrażniona. Biała glinka z natury jest delikatna i nigdy nie obchodziła się z moją skórą w taki sposób. Podejrzewam, że inne maseczki z tej serii mogą być bardzo w porządku - ja raczej nie będę tego sprawdzać, ponieważ rzadko kupuję gotowe maseczki do twarzy, o wiele bardziej lubię przygotowywać je sama w kuchni.


Przez ostatni miesiąc do mycia włosów używałam głównie glinek i mydlnicy lekarskiej, dlatego w tym tygodniu zapraszam Was na podsumowujący post o technice mycia włosów mydlnicą :-)

06 marca, 2015

The New York Times, 1908r.: Jak myć włosy? Raz na kwartę

"How to shampoo the hair: Specialists recommend its accomplishment about once a forthnight - some simple rules" głosi tytuł notatki gazety The New York Times z 1908r. Chciałam dzisiaj przedstawić treść króciutkich dwóch kolumn, jakie ukazały się 117 lat temu w amerykańskiej gazecie.

"Wiadomym jest, że każda kobieta chciałaby mieć połyskujące i miękkie włosy. Szampon jest ważną częścią pielęgnacji, lecz niewielu wie dokładnie, w jaki sposób go stosować. W wietrznym klimacie Nowego Yorku, gdzie pył i brud smagają twarze i włosy mieszkańców, częste mycie włosów to konieczność, a już w szczególności w zimie włosy powinny być nienagannie czyste. I choć grube i gęste włosy są niesłychanie trudne w utrzymaniu, ich mycie i suszenie czasochłonne, to najlepiej, jeśli tylko to możliwe, nie unikać ich czyszczenia nazbyt uparcie. W okresie zimowym odpowiednie i wygodne będzie mycie włosów wieczorem.
Większość specjalistów od włosów zaleca mycie częste, to znaczy raz na dwa tygodnie, albo co miesiąc lub sześć tygodni, jeśli włosy na ogół są w dobrej kondycji. Jednakowoż przy włosach delikatnych, jeżeli są proste i rzadkie, mycie powinno odbywać się nieco częściej, a przy włosach ondulowanych lub falowanych wskutek stosowania gorących żelazek, które skądinąd odbierają włosom błysk i żywotność, mycie raz na dwa tygodnie z pewnością nie będzie zbyt częste.
Niektóre z nawyków mycia włosów mogą być niewłaściwe. Zanim rozpoczniesz mycie, starannie rozczesz i wyszczotkuj je, póki nie staną się gładkie i smukłe, rozdziel też wszystkie kołtuny. Potem podziel włosy od środka na trzy części i, jeśli to konieczne, wetrzyj w skórę tonik do włosów, choć z zasady lepiej toniki stosować po umyciu. Spłucz włosy wodą letnią, przygotuj niezbyt twardą szczotkę z włosia i czyste mydło kastylskie, które wcierać należy ową szczotką, pomagając sobie palcami. Wodę nieco podgrzej i wypłucz w niej całe włosy cztery razy, na koniec schładzając strumień. Teraz ściśnij i osusz włosy miękkim ręcznikiem, nie używaj ręczników łazienkowych, które łamią i kołtunią włosy, pozostawiając w nich trudne do usunięcia włókna. Jeśli włosy masz z reguły zdrowe, możesz rozczesać je zanim wyschną. Gdy włosy wyschną, zrób delikatny masaż opuszkami, który winien rozluźnić skalp i wzmocnić cyrkulację krwi. Korzystne będzie też masowanie skalpu przez kilka minut każdego dnia, rankiem lub wieczorem. Rozpuszczanie włosów przed udaniem się na spoczynek wespół z rozluźniającym masażem, wywoła oczekiwaną senność i ułatwi udanie się na spoczynek.
Dla włosów tłustych białe mydło kastylskie i mydło dziegciowe to odpowiedni wybór, są to wyroby łatwo dostępne i cieszące się sympatią wielu Nowojoryczków. Jednakowoż zielone mydło chirurgiczne, tak łatwo dostępne i użytkowane przez ogół, będzie nieodpowiednie dla włosów przeciętnych, dodatkowo wymaga uprzedniego rozpuszczenia w wodzie. Jeśli życzeniem pań jest stworzenie własnego mydła będącego zawsze pod ręką, mydło kastylskie można wygotować do konsystencji masy żelowej, uprzednio skrajając je w wiórki. Dla włosów ciężkich i gęstych wystarczy uncja tego wyrobu, a dla włosów lekkich i krótkich - pół uncji.
Wcieranie toników w skórę głowy jest zawsze korzystne dla włosów, lecz wybierać należy towary najwyższej jakości. Nadmiar toniku jest szkodliwy i sięganie po niego nie powinno zachodzić częściej niż raz w tygodni, chyba że włosy wypadają w ilości niepokojącej. Obecne mody, by włosy nacierać i tapirować, tylko wzmagają ich rozdwajanie, a jedyną radą na to jest włosy upinać i przypinać różnymi klamrami na szczycie głowy.
Przypalanie końcówek należy przeprowadzać przed myciem, a do tego zabiegu używać wyłącznie wosku, gdyż końcówki rozdwojone ciężko wypatrzeć, gdy włosy są rozpuszczone i wygładzone. Przypalanie to dobre remedium na tą przypadłość i wielu fryzjerów rekomenduje tę metodę jako skuteczną.
Pielęgnacja włosów to wielce istotna kwestia i gdy tylko pojawią się poważne ich choroby i niedomogi, bez zwłoki należy zaczerpnąć rady specjalistów, przejść wskazywane leczenie i nie stronić od toników. Ale dla włosów nie sprawiających kłopotów, powyższe zasady ich mycia i pielęgnacji będą dalece wystarczające. Nie nastręczą też wielu trudności, gdy zechcemy wprowadzić je w życie."

Oryginalny tekst możecie przeczytać na zdjęciu obok.
The New York Times, 10 maja 1908r.
Ten tekst jak i kilka innych przeczytanych przeze mnie, podtrzymują ukształtowane wyobrażenie o pielęgnacji włosów w tamtych czasach: do mycia używało się dobrych mydeł, a te gorsze obowiązkowo rozcieńczano, kawałki mydła ścierano nożykiem do misy i gotowano.

Zaskakujący jest zabieg nazwany "hair singeing", o którym nie słyszałam i w swoim przeznaczeniu trochę mnie zadziwia. Jego efekty jak i sposób wykonania bardzo przypomina (stosowane dziś) podcinanie włosów rozgrzanymi nożyczkami, które mają pieczętować końcówkę włosa, dokładnie tak jak robi się ze sznurówkami butów - podpala się koniec, aż włókna się stopią i utworzą twardy koniec, który dzięki temu nie rozwarstwia się. Na początku poprzedniego wieku stosowano do tego rozgrzany wosk.

Dowiedziałam się też, że zabieg ten nie tylko zapobiegał rozdwajaniu, ale eliminował końce suche i przerzedzone, które wyjątkowo dobrze poddawały się wysokiej temperaturze wosku i były przezeń eliminowane. Zazwyczaj używano do tego przechylonej świecy, ale także skrzącego się drewienka. Podobno po zabiegu korzystne było wyczesanie włosów mokrym grzebieniem.

W dzisiejszych czasach zabieg ten może być bardzo niebezpieczny, ponieważ wiele kobiet posiada na swoich włosach warstwę środków stylizujących i lakierów utrwalających fryzurę, które są substancjami bardzo łatwopalnymi. A na pewno wiecie, że włosom wystarczy niewielki płomień i chwila, by przemieścił się po całej ich długości, spalając cały włos.

Jedna ze stron podaje, że wiele kultur praktykowało przypalanie włosów. Turcy wierzyli, że włosy to żywa część człowieka, która podczas ich podcinania zaczyna krwawić. By oszczędzić włosom tych mąk, po prostu je przypalano.

Dziś praktyka ta jest bardzo wygodna przy przypalaniu włosów znajdujących się w zakamarkach ciała, takich jak ucho, i na Zachodzie można w niektórych salonach fryzjerskich tę usługę wykupić.

Standardowo jak na tamte źródła zaleca się mycie włosów raz na dwa tygodnie i tylko w rzadkich przypadkach częściej. Jest to jedna z najbardziej interesujących mnie zagadek - w jaki sposób kobietom żyjącym wiek i więcej temu udawało się utrzymać świeżość włosów przez pół miesiąca? Czyżby to wpływ współczesnych środków myjących, które wzmagają przetłuszczanie naszych głów do tego stopnia, że wiele z nas myje włosy co 1-3 dni? Czy inna dieta i jakość produktów spożywczych mogą mieć tak znaczący wpływ na wydzielanie łoju? Może to warunki środowiskowe, stan twardych wód kanalizacyjnych? Podejrzanych jest kilku, ale żadne z tych wyjaśnień nie przekonuje mnie wyjątkowo. Myślę, że w tej kwestii wiele mogą wyjaśnić opowieści naukowców i podróżników, którzy poznawali pierwotne plemiona, np. Bronisława Malinowskiego, Margaret Mead, Ruth Benedict, czy Daniela Gajduska. Na pewno przejrzę jeszcze dostępną literaturę, bo z każdym kolejnym źródłem historycznym męczy mnie ta sprawa coraz bardziej.

Jakie jest Wasze zdanie? Czy interesują Was dawne artykuły poświęcone pielęgnacji włosów?



05 marca, 2015

Szampon chmielowy Pollena-URODA z lat 80.

Jako że blog ten jest poświęcony temu, jak radzić sobie bez szamponów, dzisiejszy post może wydawać się nieco dziwny. Jakiś czas temu robiliśmy porządki w naszej piwnicy i znaleźliśmy tam kilka ciekawych gratów, które równie dobrze można nazwać śmieciami. W innym wypadku można wyjść na niegroźnego dziwaka. Jednak zawsze moją uwagę przyciągały pamiątki z tzw. chemii domowej, które czasami ostają się gdzieś na strychach czy w zbiorowych pudłach. W internecie działa nawet kilka stron, które gromadzą zdjęcia dawnych opakowań kosmetyków (ale też artykułów spożywczych, np. kawy Inki czy gum balonowych "Donald"), szczególnie z okresu PRL, ale nie tylko. To co zadziwia, to proste, niewymuszone wzornictwo opakowań, rozbrajające nazwy tych produktów (oliwka dla dzieci "Jacek i Agatka", mydło "Tukan", kultowe perfumy i wody kolońskie "Być może...", "Brutal", "Przemysławka", woda po goleniu "Konsul") oraz brak ważnych z punktu widzenia konsumenta informacji, takich jak skład pasty do zębów, szamponu, farby do włosów (kiedyś producent nie miał obowiązku umieszczać takich informacji).

Warszawa, lata 70.
Tak więc gdzieś w zakamarkach naszego domu znalazłam szklaną buteleczkę szamponu Polleny URODY, lidera PRLowskiej chemii gospodarczej. Przypomniało mi to rozmowę z moją mamą na temat pielęgnacji włosów w tamtych czasach. Wspominała o tych szamponach, a raczej o tym, że z reguły na półkach ich nie było - nie był to produkt pierwszej potrzeby, ponieważ włosy można było i często myto szarym mydłem (w końcu nie bez powodu na półkach zawsze był rzucony ocet, patrz ACV :)). Szampony te były oszczędnie stosowane, ale kobiety zdawały sobie też sprawę z ich kiepskiej jakości (prawdopodobnie detergent + regulator ph, żadnych substancji pielęgnujących, kondycjonujących), dlatego odmierzoną niewielką porcję dodatkowo rozcieńczano z wodą, spieniano i dopiero wtedy nanoszono na włosy. Mama mówiła, że włosy myło się rzadziej niż teraz, w każdym bądź razie na pewno nie codziennie ani co drugi dzień, bo po pierwsze nikt nie miał na to czasu, włosy nie potrzebowały tak częstego mycia, a poza tym kanony urody były wtedy inne. Danuta Wałęsa wielokrotnie była fotografowana w nie pierwszej świeżości włosach (tutaj), tak samo jak inne kobiety na randomowych fotografiach z tamtych czasów. Nie było wtedy takiego silnego tabu wobec choćby lekko przetłuszczonych włosów, dozwolone było pokazywanie się w nich - oczywiście inna była percepcja ich stanu, to nie były włosy brudne, tylko właśnie "nie pierwszej świeżości", czyli nadal jak najbardziej OK. Z drugiej strony istnieją albumy fotograficzne z elegantkami z Warszawy, których włosy zawsze były starannie ułożone i odświeżone, więc według mnie kwestia wielkomiejskiego, zamożniejszego środowiska wywierała presję przeciwną.

Warszawianki, lata 70.

Mama opowiadała też, że nie pamięta, żeby w sklepie były jakiekolwiek odżywki do włosów, jeżeli już kobiety je miały u siebie w domach, to sprowadzane z Niemiec przez swoich mężów i znajomych. Zresztą nie tylko odżywki do włosów, bo kto tylko wyjeżdżał w tamtych czasach do Niemiec do pracy, zawsze przywoził ze sobą całe zamówienia produktów deficytowych lub w ogóle nieobecnych w naszym kraju, takich jak np. tamtejsze dobre magnetofony, interakcyjne zabawki dla dzieci itp.

Ciekawostką wydał mi się też fakt, że powszechne było cotygodniowe mycie i odżywianie włosów jajkiem, dokładnie tak, jak opisałam w tym poście, który w kwestii techniki zainspirowała moja mama. Podobno tak właśnie kobiety kompensowały włosom brak odżywek i dobrych, a czasem jakichkolwiek szamponów.

Pollena-Savona oraz Pollena-Eva (URODA-Warszawa już nie istnieje) nadal produkują podobne szampony, w zasadzie można by nawet powiedzieć, że są to te same produkty, choć w kwestii składu brakuje danych do ich porównania. Ich serie jednak składają się z podobnych odmian ziołowych, z tym że dziś wycofano niektóre z nich; kiedyś były to: Miętowy, Pokrzywowy, Piwny, Szałwiowy, Brzozowy, Chmielowy. Dzisiejszych szamponów czerpiących z idei Polleny trzeba szukać pod seriami: Savona Familijny Szampon Ziołowy, Savona Ziołowy, Eva Natura Style oraz Eva Natura. 

Zupełnie inną firmą jest Barwa, też zaczynająca w PRLu, jako Wytwórnia Artykułów Chemiczno-Gospodarczych Spółdzielnia Pracy "Barwa". Ona również produkuje szampony ziołowe o jak najprostszych składach, będące częścią serii "Barwa Ziołowa", która, tak myślę, duchem również nawiązuje do dawnej Polleny.

Fabryka Polleny-Ewy od samego początku swojego istnienia znajduje się w Łodzi, przy ul. 6 sierpnia 15/17. Zanim przeszła w ręce państwa, firma była spółką prywatną i nazywała się Pixin, a założyło ją dwóch łódzkich przedsiębiorców: Hugo Guttel i Józef Wojtowicz. Z jej taśm wyszła też kultowa woda kolońska "Prastara".

Historia konsorcjum Pollena jest skomplikowana, ponieważ od 1971r. w jej skład wchodziło 14 zakładów i fabryk, które produkowały pod swoimi szyldami, np. właśnie Pollena-URODA, Pollena-Wrocław, Pollena-Malwa, Pollena-Aroma i inne. Część z nich dzisiaj nie istnieje, bądź została wykupiona przez wielkie kosmetyczne koncerny (Pollena-Bydgoszcz przez Unilever, Pollena-Helenówek przez L'oreal, Pollena-Racibórz przez Henkel, Pollena Malwa przez Global Cosmed). Swoje produkty i linie kosmetyków do dzisiaj produkują: Pollena-Aroma (na pewno kojarzycie markę dr Beta), Pollena-Eva, Pollena S.A. (opakowania kosmetyczne), Pollena-Savona, Pollena-Ostrzeszów, Pollena-Silesia, Pollena-Ścinawa.

Na koniec chciałam jeszcze wspomnieć o wspaniałej, opuszczonej fabryce Polleny-URODY w Warszawie przy ul. Szwedzkiej. Fabryka jest mocno "ruszona", bo niestety ruino-turystyka w pewnych kręgach stała się popularna, a dodatkowo złomiarze i poszukiwacze elementów pofabrycznych na sprzedaż już dawno zajęli się szabrownictwem. Niektóre środowiska liczyły, że fabrykę uda się wykupić i wreszcie zabezpieczyć historyczne śluzy i inne wartościowe elementy, które skrywa fabryka. Zobaczymy, jak to wszystko będzie wyglądać, bo nowy właściciel zapowiedział, że zrewitalizuje cały obiekt, a wewnątrz fabryki powstaną lofty i knajpy. Tutaj możecie obejrzeć zdjęcia fabryki.

A ja Wam chciałam pokazać, jakie to "perły" ;) jeszcze nie zostały wyniesione z fabryki, choć ta od dawna już nie działa. Zdjęcia śmietanki po kąpieli "Aretuza" oraz szamponu w płynie "Testor" zrobiła Joanna Chlewicka, a opublikował je administrator facebookowej strony Industrial Photo Factory.

A oto szklana buteleczka (upiorny pomysł, ale podobno kiedyś glazura w łazience była rzadkością, więc... ;)) z naszej piwnicy:




Szkło jest bardzo grube, a sama butelka przyciężkawa. Korek jest odkręcany, pod nim znajduje się szyjka z dozownikiem podobnym, jaki kiedyś miał olejek Alterry. Bardzo podoba mi się wzorek szyszki chmielu z przodu, nasze polskie wzornictwo było kiedyś naprawdę ładne. Korek jest taki biedny i średnio pasuje do w sumie udanej buteleczki.

Z tyłu widnieje napis: "Szampon do mycia włosów normalnych i przetłuszczających się. Zawiera wyciąg z szyszek chmielu. Zmoczone włosy skropić niewielką ilością szamponu. Myć, masować, spłukać. Cena: 125 zł" ;)

Jestem naprawdę ciekawa, jaki skład miał ten szampon, ponieważ z tyłu okres trwałości przewiduje 6 miesięcy. Czyli tyle, ile kosmetyki ekologiczne. Oznacza to, że pewnie nie zawierał mocnych konserwantów. Budzi to nadzieję, że reszta składu nie była taka zła :)

Zapraszam Was też na poprzedni wpis o historii pielęgnacji włosów: Pielęgnacja włosów cesarzowej Austro-Węgier.

A Wy macie jakieś wspomnienia z tamtych czasów - własne lub zasłyszane? :-)

02 marca, 2015

Jak myć włosy glinkami - technika


Glinki są wdzięcznym surowcem w pielęgnacji włosów. Nie tylko nadają się do ich mycia, ale mają też niebagatelny wpływ na regulację i tonowanie skóry głowy. Mogą pomóc w wielu problemach skalpu, w tym w jego nadmiernym przetłuszczaniu, więc warto rozważyć ich stosowanie. Przy tym glinki mają fantastyczną właściwość wizualnego zwiększania objętości włosów - zastosowane w formie mokrej i suchej podbijają je, a w formie suchej bardzo fajnie je usztywniają. W tym przypadku mogą bardzo pomóc przy włosach lekkich jak piórka i latających we wszystkie strony.

Ale glinki mają też swoją ciemną stronę. Koszmarnie matują włosy, odbierają im cały blask do tego stopnia, że może to wyglądać nienaturalnie, prawie jak sceniczna charakteryzacja. Tę ich cechę można wykorzystać na własny użytek - np. stworzyć dramatyczną objętość fryzury.

Dlatego rozwiązaniem jest stosowanie glinek tylko na skórę głowy. Także w przypadku mycia włosów, bowiem przetłuszczone włosy to tak naprawdę łój, który zebrał się od ich nasady (pierwsze 1-2 cm).


Ph glinek

Rynek kosmetyczny oferuje wiele rodzajów glinek i ich mieszanek a także glinki lokalne, pochodzące z terenów naturalnie w nie zasobnych. Każdy rodzaj glinki ma swoje własne ph, jednak zawsze jest to ph lekko zasadowe. Z tym faktem można sobie jeszcze poradzić, ale podejrzewam, że i tak najlepszym wyborem zawsze będzie glinka o ph jak najbardziej zbliżonym do ph skóry głowy (4,5-5,5). Informacji na temat konkretnych wartości nie ma wiele, ale uzupełnię ten wpis o własny wynik z papierków lakmusowych, kiedy tylko się wreszcie w nie zaopatrzę.

Z punktu widzenia ekonomicznego jak i praktycznego, najlepiej kupować glinki suche w postaci proszku. Jeśli macie już w domu tubkę z pastą w postaci glinka+woda, możecie ją wykorzystać, ale myślę, że szkoda pieniędzy (100 ml tubka białej glinki Argiletz kosztuje około 35zł, z czego ponad 50ml to sama glinka).

W kolejności od wartości najniższych:

Glinka biała Montmorillonite: ph 8,12
Glinka zielona Montmorillonite: ph 8,56
Glinka żółta Illite: ph 8,56
Glinka czerwona Montmorillonite: ph 8,89
Glinka zielona Illite: ph 8,92

Niesprecyzowane:

Glinka marokańska Ghssoul: ph 6-9,0
Glinka różowa Montmorillonite: brak informacji
Glinka Multani Mitti: brak informacji

źrodło: ecospa.pl

Jeżeli obawiacie się kontaktu włosów z zasadami, można przy robieniu pasty dodać dwie łyżeczki soku z cytryny. Włosy są wtedy minimalnie bardziej błyszczące i może rzeczywiście cały zabieg jest łagodniejszy dla włosów. Jak będę miała papierki lakmusowe to sprawdzę jak się wtedy kształtuje ph i dopiszę :)



Sposoby stosowania

Jest ich mnóstwo! Zaczynając od tego, że łyżeczkę glinki możecie dodać do szamponu i maski (np. takiej, którą ciężko Wam umyć włosy), sprawdzi się też w towarzystwie:

- żelu z siemienia lnianego
- miodu

Oraz wielu innych składników płynnych lub półpłynnych. W tych trzech wymienionych pomoże delikatnie umyć włosy. Ale jej zastosowanie nie ogranicza się tylko do oczyszczania skóry głowy, może pomóc ją uspokoić i ograniczyć przetłuszczanie, dlatego warto dodać ją do każdej emulsji, którą stosujemy jako maskę na włosy, czy to ręcznie robionej czy sklepowej.

1) Szampon-pasta z glinki

Powstaje w wyniku połączenia glinki z przegotowaną wodą, hydrolatem, roztworem cytryny lub naparem ziołowym. Glinkę trzeba bardzo dobrze rozmieszać. Konsystencja jest uznaniowa, wystarczy, żeby nie była za rzadka. Może się wydawać, że tej pasty trzeba stworzyć dużo aby pokryła włosy, skoro i tak nie będzie się pienić. Otóż trzeba pamiętać o tym, że 4-6 łyżek stołowych na pewno Wam wystarczy (to jest około 2 łyżek samej glinki), ponieważ nie chodzi tutaj o to, aby rozprowadzić ją po całych włosach - glinkę trzeba precyzyjnie nakładać na skórę głowy, która jest przetłuszczona. Jeśli macie wprawę w aplikowaniu wcierek na skalp, nie powinno to sprawiać problemu, mimo mało współpracującej konsystencji.
Przemieszczająca się od góry głowy glinka, oczyszcza pasma włosów podczas spłukiwania. Może to spowodować zmatowienie, dlatego warto skorzystać z metody na ananasa albo warkoczowej metody mycia włosów.
Masaż jest mile widziany, bo w jego trakcie pasta dociera do wszystkich zakamarków skóry. Niestety może nie obyć się bez plątania :] Dodatkowo glinka bardzo szybko zasycha, więc zabieg wykonujemy bez zbędnej zwłoki.

2) Szampon-płukanka z glinki

Innym sposobem jest przygotowanie płukanki (litr wody + trzy łyżki glinki). Jak każdą płukankę, strumień trzeba kierować na skórę głowy, polewać powoli i równomiernie tak, by dotarła we wszystkie obszary. Kiedy już wylejemy glinkowy litr, dobrze jest poświęcić chwilę czasu na masaż głowy. Później dokładnie wszystko spłukać.

Oczywiście jest to opcja polecana, jeśli pragniecie dorobić się dramatycznego matu na włosach ;)

3) Suchy szampon z glinki

Jest to mój ulubiony sposób na glinkę. Kilkunastoma szczyptami dokładnie obsypuję włosy u nasady lub wcieram dłońmi, wcześniej je oprószając. W tym przypadku glinkę dobrze dobrać do koloru włosów. U brunetek takich jak ja dobrze sprawdza się glinka błękitna (paczkowana przez Fitokosmetik). W ogóle jej nie widać i fantastycznie odbija włosy do góry.

Resztki glinki wyczesujemy, ja robię to grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami, ponieważ włoski ciężko się rozczesują - możecie pomóc sobie silikonowm serum. Zawsze potem wcieram w pasma dwie krople Alterry, żeby dodać im błysku i trochę je wygładzić. Tutaj jest dowolność, co kto lubi. Mnie podoba się lekka sztywność włosów, bo trzymają dobrze fryzurę czy lekkie fale po koczku.

Innym sposobem jest przepłukanie później włosów wodą. Nie jest to konieczne, ale jeśli macie wątpliwości, dobrze jest od tego zacząć. Woda wypłucze dokładnie resztki glinki, możecie zrobić jeszcze płukankę octową i fryzurę układać od nowa! :)


Na koniec

Dziewczyny, pamiętajcie o tym, że glinki nie mają miłej konsystencji i nie pienią się jak butelkowane szampony, toteż używanie ich  do włosów może wydać się na początku dziwne i mało praktyczne. Wymagają odpowiedniego podejścia, trochę więcej czasu i cierpliwości. Jeśli za pierwszym razem Wam nie wyszło, napiszcie tutaj w komentarzu i dojdziemy wspólnie do tego, co może pomóc.

A jakie są Wasze doświadczenia z glinkami?

O czym chcielibyście jeszcze przeczytać na blogu? :)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...