25 lutego, 2017

Wejście do sezamu piękności. Z wizytą u Heleny Rubinstein, która wynalazła różdżkę do rzęs


Zawiązkiem dzisiejszego wpisu będzie artykuł zamieszczony w magazynie "Uroda" (wrzesień-październik 1959, nr 5). Jedna z jego redaktorek, niestety nie podpisana pod artykułem, wygrała los na loterii - magazyn wyrwał ją ze szczęk komunistycznej Polski prosto do Paryża, a konkretnie do salonu Heleny Rubinstein, prawdopodobnie pod adres 126, Rue du Faubourg-Saint-Honoré. Jednak zamiast Heleny przyjęła ją jedna z jej sióstr, Stella Rubinstein (de Bruchard), która kierowała salonem. Front kamienicy opisano w artykule: "Przede mną dwie duże, jasne witryny, parę słoików, szminek, ładna, nieprzeładowana, z typową paryską finezją zrobiona wystawa" - zachowało się niewiele zdjęć paryskich sklepów Heleny Rubinstein, ten po lewej jako jedyny pasował do opisu.
Dzisiaj to miejsce wygląda nieco inaczej, w sierpniu 2015r. mieściła się tam księgarnia; możecie zobaczyć tutaj, lub po prostu wpisując podany wyżej adres do Google Maps.

A cóż takiego na temat urody uważała creme de la creme paryskiego przemysłu kosmetycznego w końcówce lat 50.?

Gelée royale czyli szał mleczka pszczelego
"- O urodę trzeba dbać od najmłodszych lat, tak jak z zębami - potem jest za późno - zdradza z uśmiechem Stella Rubinstein, a potem dodaje: - Mleczko pszczele? Wydaje mi się, że to rozreklamowana historia. Nie zaprzeczam jego odżywczemu działaniu, lecz w produkcji masowej jest nie do zastosowania, szalenie podrożałyby specyfiki.
Znając nasz polski "szał mleczka pszczelego" zaciekawiło mnie to zagadnienie - tutaj z wielu zakładów, sklepów, stoisk, np. na targach reklamy "gelée royale" krzyczą wielkim głosem, natomiast duże, znane firmy odnoszą się do niego z rezerwą.
- Sport, gimnastyka, masaże. Kobieta musi być szczupła, a odchudzać się należy przez dietę i różne "narzędzia tortur", które pani pokażemy - mówi dalej Stella..."
Dzisiaj na szczęście firmy kosmetyczne oraz sklepy z półproduktami sprzedają mleczko pszczele w przystępnych cenach. Zastanawiające, że firma Heleny Rubinstein, która przecież celowała w majętnych klientów, nie korzystała z kosztownych wówczas półproduktów kosmetycznych. Przez Stellę przemawia typowa businesswoman. Ale czy bez takiego podejścia możliwy byłby tak duży sukces finansowy?

Urodziłam się z czarnymi włosami i z takimi umrę
"-Włosy? Mnie osobiście nie interesują, urodziłam się z czarnymi i jeśli nie osiwieję, umrę z takimi - śmieje się moja rozmówczyni. - Ale kobieta musi dbać o swoje włosy. Ostatnio nasza fabryka w New Orlean wyprodukowała najnowsze świetne farby, bo przecież mija już szał siwych pasm. Przy naszych salonach kosmetycznych mamy także zakłady fryzjerskie. Opalanie to szaleństwo. Rozszerza pory tłustej skóry, a suchą jeszcze bardziej wysusza. Dozwolone jedynie z umiarem, w sporcie, w ruchu, w połączeniu z pływaniem.

Maquillage oczu i nieróżowane policzki
"- Kosmetyka twarzy to masaż i upiększanie. Najważniejsze jednak są oczy - wręcza mi prospekt maquillage'u oczu wraz z przepisem, jaki kolor do jakich oczu stosować, a na okładce pisze miłą dedykację dla czasopisma "Uroda" (w nawiasie dodam, że oczy Paryżanek widać na odległość 100 kroków; są przy tym tak umiejętnie zrobione, że nie rażą, a to sztuka proszę rodaczek). - Drugim ważnym punktem twarzy - ciągnie pani de Bruchard - to usta. Szminki powinny być jasne, o różnych odcieniach "rose", odpowiednio dostosowane do kolorytu twarzy, włosów, do oświetlenia, itp. Najmodniejszy odcień to "Mot-Red". Policzki - prawie nieróżowane, zresztą odpowiedni podkład nadaje kolor i matowość, poza tym niewidoczny puder na całą twarz."
Ostatnie zdanie Stelli ma niewiele sensu - podkład, owszem, nadaje kolor i matowość, ale kolor cery właśnie, a nie brzoskwiniowych, rześkich policzków. Rozumiem, że używanie różu nie było zalecane z chwilowych względów estetycznych (nie pierwszy raz w historii kobiecej urody podobała się blada, nietknięta słońcem skóra), lecz samo wyrównanie kolorytu cery a ożywienie go dodatkowo różem w okolicy policzków, to dwie różne rzeczy.

Ołówek do tuszowania rzęs
"Jeden z ostatnich wynalazków Heleny Rubinstein to "Mascaramatic", praktyczny przyrząd - ołówek do tuszowania rzęs."
Cóż to takiego? Zanim wymyślono Mascaramatic, tusze do rzęs przypominały spłaszczone szczoteczki do zębów. Zaprojektował je w 1915r. Tom Lyle William, tuż po tym jak zaobserwował swoją siostrę Mabel podczas nakładania na rzęsy wazeliny zmieszanej z pyłem węglowym. Swój tusz nazwał Maybelline Cake Mascara, i nie był to ostatni kosmetyk znanej na całym świecie marki Maybelline. 

Przez ponad 40 lat tusz w formie cake mascara był obowiązującym kosmetykiem do makijażu rzęs. W składzie farbki był węgiel oraz baza mydlana z oleju kokosowego i palmowego (wcześniejsze wersje stanowiły mieszankę węgla i parafiny).

Jeśli darzycie sentymentem retro-estetykę kosmetyków, popatrzcie na wyroby Besame Cosmetics, która reprodukuje zapomniane rozwiązania i opakowania; zatem tusz do rzęs w formie cake mascara w dalszym ciągu jest w sprzedaży za, bagatela, 25$.

Niestety ciasteczkowe maszkary (sic!) były nieco uciążliwe w aplikowaniu, co wzięli na afisz i w humorystyczny sposób pokazali scenarzyści reklamy telewizyjnej Mascaramatic z 1957r.; możecie ją obejrzeć tutaj. Tak więc farbkę do rzęs zastąpił "ołówek do tuszowania rzęs". Nazwa Mascaramatic powstała przez połączenie słów "automatic mascara" - czyli automatyczna maskara. Pomysł, by dopasować samą szczoteczkę do budowy oka i położenia rzęs był na tyle udany, że kosmetyk zaczęto nazywać również "wand mascara" (w sposób wolny przetłumaczmy to jako różdżka do rzęs - bardzo mi się podoba :)). Wkrótce i Maybelline wypuściło swój "tusz w ołówku". Helena Rubinstein wprowadziła naprawdę sporą innowację w makijażu oczu, a samo narzędzie było na tyle uniwersalne i funkcjonalne, że w swojej pierwotnej formie dotrwało do naszych czasów.

Niżej możecie zobaczyć, jakiej wielkości była ciasteczkowa maszkara w stosunku do kobiecej twarzy oraz do jakich tragedii mogło doprowadzić jej nieroztropne stosowanie.


Kochane, na dzisiaj to wszystko, mam nadzieję, że artykuł Wam się podobał. Zapraszam do przejrzenia pozostałych artykułów z cyklu Historia pielęgnacji, a już niedługo na blogu pojawi się aktualizacja włosowa po bardzo długiej przerwie.

Udanego weekendu!
Lax





Bibliografia:
1. Magazyn "Uroda", wrzesień-październik 1959, nr 5/15, "Uroda z wizytą u Heleny Rubinstein", s. 28-29
2. Madame Monstrous blog
3. The Jewish Museum website oraz The Jewish Museum Blog
4. Cosmetics and Skin blog
5. Zdjęcie Maybelline Cake Mascara pochodzi z Etsy A Tresure Hunt.


9 komentarzy:

  1. Wróciłaś! Cieszę się :)
    Ciekawa nazwa, ciasteczkowa maszkara - idealnie pasuje do wynalazku :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że jesteś.
    Jak Twoja obecna pielęgnacja włosów?
    Lax nax a może napiszesz trochę o przyspieszaczach i spowalniaczach wzrostu włosa (np. jak napisałaś na pewnym blogu o olejku imbirowym)?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Adriano :-) W jednym z kolejnych postów pokażę zdjęcia i aktualną pielęgnację. Minął rok od ostatniej aktualizacji i sporo się zmieniło.

      Wiesz, nie znam się na tym ani z teorii ani z doświadczenia własnego. Uważam, że rezultaty stosowania wcierek na porost są niezwykle trudne do zmierzenia i żadna z proponowanych na blogach metod mnie nie przekonuje, tym bardziej, że wiadomo, że w różnych obszarach skalpu włosy rosną z różną szybkością. Próbowałam to ogarnąć przy testowaniu kropli żołądkowych, ale z całego tego eksperymentu wyszłam z większą ilością pytań niż odpowiedzi. Mam też wątpliwości co do tego, kiedy pojawiają się efekty po stosowaniu wcierek. Większość włosomaniaczek mierzy przyrost po miesiącu stosowania. To tak jakbyś coś wklepywała w skórę głowy i oczekiwała, że od pierwszego wklepania trawnik urośnie o 0,5 mm. A włosy mają swój cykl wzrostu i bardzo prawdopodobne, że jeśli już reagują na wcierki, to z jakimś opóźnieniem (może po 2-4 miesiącach?). Przeraża mnie też brak jakichkolwiek badań na temat efektu stosowania wcierek przyspieszających wzrost. Czy to takie trudne? Jakoś 6-gingerol zainteresował naukowców, myślę, że gdyby tylko firmy kosmetyczne chciały, znalazłyby wielką korzyść w naukowym przebadaniu proponowanych przez siebie wcierek. I nie mówię tutaj o badaniu zaprojektowanym i wykonanym przez siebie na grupie 30 podstawionych klientek, ale o badaniu zleconym zewnętrznym laboratoriom naukowym.
      O hamujących wzrost włosa właściwościach olejku imbirowego wiedziałam dzięki Łukaszowi z bloga To Tylko Teoria (tutaj jego artykuł o imbirze: http://www.totylkoteoria.pl/2014/12/imbir-gingerol-shoagol-zingeron.html). Myślę, że to jest nie tylko kłopot włosomaniactwa, ale ziołolecznictwa w ogóle. Dużo ustnej wiedzy ludowej, przekopiowywania ogólnikowych treści ("imbir dobrze wpływa na skórę głowy" - dla lecznictwa to jest pustosłowie) bez podawania źródeł, a mało badań klinicznych nad fitoterapią.

      Usuń
    2. Dokładnie tak:)
      Co do reakcji na wcierki - mieszek włosowy ma spory okres bezwładności - 3 do 6 m-cy to realny czas pierwszych obserwacji. Jestem skłonna uwierzyć, że na głowie nastolatki faktycznie może "dziać się" coś wcześniej - może po 2-4 miesiącach. No a jeszcze wcześniej, no to tylko łupież (wiesz o czym piszę).
      Jestem szczerze ubawiona, gdy czytam, że po miesiącu blogerka widzi "pełno babyhair". Jasne....:) :)
      Czekam na aktualizację i pozdrawiam.

      Usuń
    3. Ja nie mówię, że efekty w przyroście pojawiają się w takim a takim czasie, a po krótszym czasie stanowczo nie. Nie widziałam na ten temat żadnych danych (książki, artykuły naukowe) i byłabym wdzięczna, gdyby ktoś miał możliwość jakieś przedstawić. Mam po prostu co tego zjawiska wątpliwości, w blogosferze jest to przyjmowane bezrefleksyjnie, nie jest to poparte żadną literaturą dermatologiczną czy, tak jak wspominałam, badaniami klinicznymi. Tak samo jest przecież z odżywką do rzęs 4longlashes. Po miesiącu stosowania nie ma spektakularnych efektów, wachlarzyk rzęs zaczyna osiągać swoją maksymalną długość dopiero w trzecim miesiącu stosowania. Oczywiście: rzęsy to nie włosy, a bimatoprost wydłuża fazę anagenową (jeśli dobrze sobie przypominam) a nie przyspiesza samą prędkość wzrostu. Ale ten przykład sugeruje, że wpływ różnych preparatów może być odroczony w czasie.
      Z drugiej strony włosomaniactwo to pielęgnacja w dużej mierze eksperymentalna, i bardzo dobrze! Mamy rożne własne doświadczenia, którymi się dzielimy na bieżąco bez stosowania metodologii naukowej. Jednak uważam, że do informacji na blogach (także moim) nie można podchodzić bezrefleksyjnie, bez zadawania pytań i kwestionowania wątpliwych informacji.

      Usuń
  3. Uuuwielbiam takie perełki! W ogóle kocham czytać o początkach biznesów kosmetycznych, a Helenę Rubinstein podziwiam odkąd przeczytałam jej znane słowa, że nie ma brzydkich kobiet - są tylko zaniedbane. Co prawda, w oryginale mają one nieco inny wydźwięk (pojawia się tam określenie "lazy"), ale lata temu cytat ten pozwolił mi uwierzyć w siebie i ten tekst po prostu połknęłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W trakcie researchu do tego posta i ja się zachwyciłam postacią Heleny Rubinstein i jej historią (w szczególności tym legendarnym pierwszym, własnoręcznie ukręconym kremem :)). Czaję się na jej biografię "Kobieta, która wymyśliła piękno". Właśnie, "lazy" nie ma takiej negatywnej konotacji jak "zaniedbana kobieta", po prostu opisuje kogoś, komu nie zależy na wyglądzie, wolę cytat w oryginale.

      Usuń
  4. Ojejku kocham takie opowieści i starocie. Cały ten cykl Lax to perełka, czytam wszystko po kolei. Widzę, ze wróciłas, szkoda, ze tak rzadko publikujesz, choć widzę powrót postów i to bardzo mnie cieszy! Miałabyś w swoich zbiorach np. stare reklamy? Taki post zbiorczy bylby ekstra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam o tym, mam zatrzęsienie takich reklam i z przyjemnością wprowadziłabym je do internetu (w sieci jest dużo pasjonatów starych reklam i ja też nieraz korzystam z czyichś kolekcji ilustrując wpis na blogu). Zastanawiam się tylko, czy to miałby być post zbiorczy, do którego na bieżąco dodawałabym skany, czy może posty segregowany według marki kosmetycznej (np. reklamy Polleny itd.) czy według kategorii (np. reklamy kremów do twarzy, reklamy szamponów)? Nie chciałabym robić bałaganu na blogu poświęcają odrębny post jednej tylko reklamie:-)

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz. Cenię Czytelników, którzy mają swój mały wkład w bloga. Jeżeli jesteś Anonimem, proszę, podpisz się imieniem lub nickiem :-)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...