04 lipca, 2016

"Pielęgniarstwo ogólne", 1986r.: mycie włosów drożdżami, alkoholem oraz Plica polonica

Czy pamiętacie post o suchym szamponie z widłaka i drożdży? W "Poradniku kosmetycznym" Polleny, Maria Kędra pisała tak: 
Drugi sposób mycia głowy polega na posypaniu włosów i lekkim roztarciu we włosach środków mechanicznie absorbujących zanieczyszczenia. Takimi środkami są proszki organiczne: zarodniki widłaka, mąka gryczana, drożdże ".
Ponieważ wynikało w sposób pośredni z czasowników w zdaniu, iż chodzi o drożdże w postaci sproszkowanej, byłam wówczas gotowa wypróbować taki suchy szampon na sobie (wyobrażałam sobie, że testy będą szybkie, pomysł przypominał użycie talku). Niestety kolejka oczekujących składników i przepisów była długa, ja się zastanawiałam, czy na pewno chodzi o drożdże w proszku czy jednak o drożdże świeże... Ukręciłam nawet szampon "na mokro" na bazie drożdży (tutaj post ze zdjęciami), który jednak nie odpowiedział na moje pytanie - suche czy mokre? W ten sposób pomysł został odłożony "na kiedyś".To kiedyś przychodzi dzisiaj! Zupełnie przypadkiem znalazłam wzmiankę o szamponie z drożdży w książce, w której nie spodziewałabym się znaleźć czegoś o włosach - i w sumie błędnie, ponieważ do czynności pielęgniarskich należy również dbanie o higienę pacjentów w takim zakresie, w jakim sami w stanie nie są tego zrobić, w tym także mycie włosów!

Co ciekawego znalazłam w książce Stefanii Wołynki "Pielęgniarstwo ogólne" z 1986r.?


Niektórym chorym, zależnie od  ich stanu, pielęgniarka myje głowę nad muszlą albo w łóżku w pozycji leżącej. Do mycia używa się odpowiednich szamponów. Można też myć głowę w żółtku jaja (1-2 zależnie od długości i gęstości włosów). Po umyciu należy włosy dobrze spłukać ciepłą wodą. Pod koniec płukania, w celu zmiękczenia włosów, dodaje się trochę octu do wody. 
U ciężko chorych zamiast mycia można skropić  włosy i skórę głowy 50%  alkoholem, następnie wyczesać włosy grzebieniem, na którego zęby nakłada się watę. W trakcie czesania należy zmieniać każdorazowo zabrudzoną watę. 
Włosy można też oczyścić na sucho drożdżami. Drożdże wciera się w suchą skórę głowy i włosy; po 15-30 minutach, kiedy drożdże wyschną, należy dobrze wyczesać włosy. Po wyczesaniu włosy są czyste i puszyste."
To co nasuwa mi się jako pierwsze, to ciągle powracający w annałach, nieśmiertelny szampon z żółtka... Stosowany na dworze cesarstwa Austro-Węgierskiego, na przełomie wieków XIX. i XX. w Stanach Zjednoczonych, w Polsce Ludowej, oraz, jak widać, w trudnych warunkach szpitalnych. Muszę przyznać, że jestem miło zaskoczona. Głównie dlatego, że obecnie prowadzenie higieny chorego odbywa się w wersji minimum (w szpitalach są najtańsze środki czystości, od mydeł po szampony - jeśli szampony w ogóle są). Dodatkowo opieka pielęgniarska jest tak wieloaspektowa i czasochłonna, że aż uśmiecham się na wyobrażenie pogodnej pielęgniarki oddzielającej żółtka od białek, które zaraz przeniesie na leżącą głowę chorego... jakby i tak nie miała więcej pracy.

Natomiast pomysł wykorzystania świeżych drożdży uważam za prosty i praktyczny (o ile działa - o tym się jeszcze przekonamy). W warunkach szpitalnych z reguły jeżeli chory nie jest w stanie samodzielnie wziąć kąpieli, to konieczne jest umycie jego głowy w pozycji leżącej, a to nie lada wyzwanie. Ułatwić je mogły właśnie środki niewymagające stosowania wody - i nie mówię tutaj o talku czy mąkach. Jak już pisałam, ani talk ani mąka nie myją włosów, a jedynie matują sebum. Wiele z nas nie zdaje sobie z tego sprawy. A w szpitalu matowienie brudu (sic) to żadna higiena, wręcz prowokowanie epidemii. Co innego talkowanie włosów w warunkach domowych, gdy ścian nie kolonizują wielolekooporne bakterie, a nasze otoczenie jest czyste.

Jutro rozpoczynam testowanie szamponu ze świeżych drożdży i niedługo dowiecie się, jak i czy w ogóle działa. Zachęcam również Was do testów i dzielenia się opiniami w komentarzach. Bardzo obiecujący wydał mi się opis efektów tego szamponu, a mianowicie, że "po wyczesaniu (drożdży) włosy są czyste i puszyste". Kiedy zrobiłam wspomniany wcześniej szampon "na mokro", którego składnikiem były również drożdże, napisałam w poście: "Jedna rzecz jest pewna - włosy są miękkie jak włosy dziecka i przewyższa to efekty po samym szamponie żółtkowym. Szorstkie zazwyczaj końcówki zmiękczyły się i nie odznaczają od reszty włosów przy dotyku - spróbujcie, jeśli też macie taki problem". Mam uzasadnione podejrzenia, że miękkość to zasługa drożdży.

Drugim ciekawym pomysłem na oczyszczanie włosów bez użycia szamponów, jest wspomniane w książce skrapianie skóry głowy alkoholem i wyczesywanie go potem nabitym na grzebień wacikiem. Jak już pisałam w poście o pielęgnacji włosów Elżbiety Bawarskiej (Sisi), cesarzowa korzystała przy myciu włosów z koniaku. Nie rozwijałam nigdy tematu alkoholi w kwestii mycia włosów, ponieważ po pierwsze nie znajduję chemicznego uzasadnienia dla właściwości oczyszczających alkoholu (poza tym, że alkohol jest dobrym rozpuszczalnikiem - ale czy to wystarczająca właściwość?), a po drugie i tak na razie nie odważę się takiego pomysłu wypróbować na sobie. Fakt jednak jest taki, że pomysł wykorzystywania alkoholu przy myciu włosów pojawia się w różnych źródłach, a na pewno niebezpodstawnie.

O oczyszczaniu włosów wacikiem, a raczej szmatką, pisała już w komentarzach jedna z Czytelniczek. Tkaniny również mają jakieś minimalne właściwości absorbujące, więc przy odpowiednio wykonanej pracy, można oczyścić przetłuszczoną nasadę włosów. To również ciekawy pomysł na pielęgnację bezszamponową, warty wypróbowania.

Na koniec mam dla Was ciekawostkę. W książce pielęgniarskiej nie mogło zabraknąć wzmianki o tzw. kołtunie (plica polonica). Można by pomyśleć, że drukowanie instrukcji postępowania przy pacjencie z kołtunem to zwykła nadgorliwość. Cóż bowiem trudnego w jego ogoleniu (i nie pytaniu o zgodę właściciela kołtuna)? Kołtun w warunkach szpitalnych może stanowić zagrożenie sanitarne, więc zasadna jest jego bezdyskusyjna eksterminacja... Lecz kołtuna może nie być tak łatwo odciąć od jego właściciela. Mowa też jest o sposobie jego rozczesywania - oczywiście pomocny będzie olej, a nawet całonocne olejowanie wykonane w szpitalu przez pielęgniarkę... w czasach PRLu :)



W tym wpisie to już wszystko. Jeśli podobają Wam się posty tego typu, zapraszam do działu Historia Pielęgnacji, gdzie wisi kilkanaście artykułów poruszających tematykę dawnej pielęgnacji :)

Pozdrawiam i udanych wakacji!
Lax




* Wszystkie fotografie pochodzą z książki "Pielęgniarstwo ogólne", Stefania Wołynka, Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, 1986

8 komentarzy:

  1. Kołtun na Wikipedii figuruje, o zgrozo, jako "warkocz polski". W sumie łacińska nazwa już sporo mówi. Brrr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie tylko na naszych terenach noszono kołtuny. Osobiście miałam okazję widzieć jeden siwy i naprawdę ciężki kołtun. Mówiąc dyplomatycznie, miał bardzo intensywny zapach :F

      Usuń
  2. Kołtun na Wikipedii figuruje, o zgrozo, jako "warkocz polski". W sumie łacińska nazwa już sporo mówi. Brrr.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zarodniki widłaka? Wow.
    Czekam na info, jak się sprawdził szampon ze świeżych drożdży!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wobec drożdżowego szamponu spore oczekiwania... z drugiej strony pewnie skończy się pierwszą poważną katastrofą i nie wyczeszę ich z włosów :P Ale sprawdzić trzeba!

      Usuń
  4. Dziękuję ci za tego bloga. Znalazłam go parę dni temu i czytam od deski do deski, a pod wpływem lektury zaczęłam myć włosy mąką z ciecierzycy (na początek). Jestem pod wrażeniem, bo nie dość, że myje, to jeszcze służy włosom! Muszę jeszcze dopracować metodę, ale widzę duży potencjał.
    P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mąka z ciecierzycy na początek, a jak Ci idzie dalej? Dawaj znać i dzięki za komentarz :)

      Usuń
  5. http://f.kafeteria.pl/temat/f1/zniknal-temat-o-anwen-p_6084041

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. Cenię Czytelników, którzy mają swój mały wkład w bloga. Jeżeli jesteś Anonimem, proszę, podpisz się imieniem lub nickiem :-)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...