27 lutego, 2017

Szampon koglowy ze śluzem lipy




Ciepło! Dzisiejszy dzień to piękny trailer nadchodzącej wiosny. Takie przełomy serdecznych, jasnych dni wśród ostatnich już w tym roku (miejmy nadzieję) mrozów oraz mocne, lecz brzoskwiniowe słońce od razu poprawiają nastrój. Smog, piwniczne ciemności i wieczna zmarzlina na chodnikach w tym roku trwały wyjątkowo długo i czas najwyższy zacząć bez żalu przygotowywać się na następną w kolejce porę roku. Ten wstęp meteorologiczny na blogu o włosach zapowiadać musi nic nic innego, jak sesję w plenerze!

Wykonaną oczywiście dlatego, że przygotowałam kolejny przepis na szampon z żółtek. Przy okazji doszłam do wniosku, że szampon żółtkowy będę nazywać od tej pory  k o g l o w y m. Zawsze tworzę z żółtek kogel-mogel i nie ma dla nich lepszej konsystencji, jeśli chodzi o zastosowanie w pielęgnacji włosów. Taka masa jest plastyczna, zwarta, nie skapuje z włosów i można bez obaw przygotować sobie z niej godzinny kompres.

Daaawno nie robiłam szamponu z żółtek... 5 miesięcy na pewno. Byłam szalenie ciekawa, jak zadziała na moje "obecne" włosy. Nie miałam jednak w domu żadnej buteleczki z gliceryną, a że pomysł rodził się na żywo, po prostu zrezygnowałam z obciążania szamponu emolientami i humektantami. W zamian za to dodałam śluz lipowy, odsączony z bardzo mocnego naparu. Śluz lipowy często jest polecany do pielęgnacji suchych włosów, w szczególności w postaci ostatniej płukanki. Teraz uważam, że nawet lekkie obciążenie olejowe temu szamponowi jednak by się przydało, ale o tym niżej.  Całość potraktowałam jako godzinny kompres. 

Przepis na szampon koglowy z lipy:
  • dwa żółtka wypracowane na kogel-mogel 
  • łyżka gęstego naparu z lipy
  • (+  polecam dodać łyżeczkę lekkiego oleju)

Całość zmiksowana raz jeszcze. Taką maseczkę zostawiłam na włosach na godzinę. Przy spłukiwaniu naszły mnie wątpliwości amatora: "ale przecież czuć w rękach, że te włosy są brudneee!". Zapomniałam, że to typowy efekt po zmyciu szamponu koglowego. I po uczesaniu ich w odpowiednią fryzurę przed naturalnym wyschnięciem (mus przy łatwo odkształcających się włosach wysokoporowatych i cienkich), też byłam sceptyczna wobec ich czystości. Nie miałam racji i to cenna wskazówka dla wszystkich stosujących szampon koglowy (w przeciwieństwie do cowasha, kiedy wrażenie niedomytych włosów przy spłukiwaniu prawie na pewno nie jest tylko wrażeniem).

Zanim spróbujecie mycia włosów koglem-moglem, koniecznie przeczytajcie o technice mycia takim szamponem.

Jakie efekty? Ponieważ większość wysokoporów nie przepada za humektantami solo, a włosy suche z natury reagują na mycie koglem-moglem jak na mycie bardzo łagodnym szamponem, czegoś przez te dwa dni mi brakowało. Na słońcu włosy pięknie błyszczały, jednak po zachodzie słońca w świetle dziennym wyglądały matowo, jak lanserska karoseria. Żółtko pierwszorzędnie odbiło je od nasady i usztywniło (ekstra efekt po nocnym ślimaczku - polecam!), ale końcówki wyglądały na stęsknione za emolientami. Przed lekkim puszeniem ratowało je tylko silnie usztywnienie oraz to, że  - jak to włosy typu WSC mają - im więcej czasu upłynęło od kontaktu z wodą i szamponem, tym łuski bardziej się domykały, a całe włosy wygładziły na długości.

Ponownie jestem zaskoczona tym, jak żółtko książkowo przedłuża świeżość włosów, i to już od pierwszego zastosowania. Na zdjęciach mamy włosy dwudniowe, a łączna długość ich świeżości wyniesie trzy dni. Śmieję się do siebie z zadowoleniem, bo kiedy zaczynałam pielęgnację no-poo, rano po wieczornym myciu miałam już oklapnięte i przetłuszczone w rejonie potylicy włosy. Zmiana ogromna i jakże oszczędzająca czas i kondycję włosów!

Mimo braku emolientów w szamponie, z całego efektu jestem zadowolona. Chciałabym na pewno stworzyć taki przepis na szampon koglowy, który dawałby efekt wow. Przypominam sobie mój dawny szampon wysokoproteinowy, ale to nie jest wersja do regularnego stosowania... Myślałam o parafinie jako emoliencie, ale nie mam pomysłu w kwestii humektantu. Aloes i miód są zbyt kwaśne i moje włosy raczej się z nimi nie lubią. Może kwas hialuronowy... Macie jakiś pomysł?

(wszystkie zdjęcia można powiększyć)




~


Ponieważ długo do Was nie pisałam, kilka z Was, w tym Adriana, pytało o to, jak wygląda moja pielęgnacja włosów. Ostatnio pokazywałam Wam włosy dokładnie rok temu (!). Przez ten czas naprawdę sporo się wydarzyło. Możecie być zdziwione smętną długością moich włosów i zastanawiać się, co się stało z planami zapuszczania?

Jeszcze w czerwcu 2016 r. moje włosy osiągnęły taką długość, że zakrywały piersi (gdy odnajdę na telefonie zdjęcie, to Wam je tutaj wkleję). Tak długie włosy miałam ostatnio w przedszkolu! Ich końce nie były w doskonałym stanie i czekały już na wiosenne podcięcie (ok. 5 cm). Niestety w czerwcu przeżyłam ogromny stres w związku z wydarzeniem w mojej rodzinie. W ciągu dwóch miesięcy schudłam 7 kg, co przy mojej wadze zaczęło oznaczać niedowagę. Praktycznie nic nie jadłam ze stresu. Dbanie o włosy zdawało mi się narcystyczną fanaberią z mojego "poprzedniego życia". Przez około trzy miesiące myłam je butelkowanym szamponem, tym, co mi zostało po "dawnej pasji": Orientaną jaśminową. Pod koniec wakacji zaczęłam zauważać, że z mojej głowy dosłownie uciekają włosy. Był to makabryczny widok. Przez kilkanaście tygodni pożegnałam niecałą 1/5 czupryny. Powiem Wam, że wówczas nie przejmowałam się tym, wiedziałam, że to pokłosie niedożywiania się i stresu. Przed jesienią postanowiłam ogarnąć to, jak wyglądałam i obcięłam włosy przed ramiona.

Moja kitka jest teraz smętna, ale sytuacja powoli się wyprostowywuje. Przede wszystkim w okolicach listopada włosy przestały wypadać, wróciłam do olejowania, maseczek, cowasha, czasem jajek. Powoli wychodziłam z urodowej inercji i z powrotem zaczęłam zaglądać do włosomaniaczego świata.

Mycie szamponami trochę zaszkodziło włosom na długości; obecnie jestem jednak zadowolona z tego, jak wyglądają, nawet patrząc na mój cienki ogonek. Nie zamierzam stosować żadnych wzmacniających toników do skóry głowy ani tych przyspieszających porost (w skrócie mówiąc: nie jestem w stanie zweryfikować efektów takiej kuracji). Wszystko co dobre przyjdzie w swoim czasie. Nie wiem, czy będę chciała wrócić do długich włosów. Nie wyglądałam w nich chyba dobrze, ani się z nimi dobrze nie czułam. Gdyby sama struktura włosa była tęższa i cięższa, a pasma nie latały mi wokół głowy, dałoby się z nich wyczarować coś przyzwoitego. Stety niestety są to włosy typu WSC, więc pięknie prezentują się w dłuższym, pofalowanym bobie, a niskoporowata tafla po prostu nie jest dla nich. Ale kto wie?

Jeszcze w sprawach organizacyjnych: przygotowałam już dla Was kilka postów na zaś. Pomyślałam, że spróbuję regularnych publikacji na blogu i posty będą pojawiać się na razie w każdy weekend. Mam wiele fajnych materiałów dla Was, a pomysłów i motywacji nie brakuje. 

Dziękuję, że tutaj zaglądałyście przez cały ten czas :-). Pojawiające się randomowo pod różnymi starymi postami komentarze wywoływały uśmiech na mojej twarzy i sprawiały, że czułam, że warto dla Was pisać, że jest to moje małe, wyjątkowe i dopieszczone miejsce w sieci. Dziękuję :-)

A jak Wasze eksperymenty? Mączne i nie tylko? Może udało się Wam znaleźć jakiś nowy naturalny składnik, którym można delikatnie oczyścić włosy?

W weekend zapraszam na post o o pielęgnacji twarzy w stylu no-poo!

Pozdrawiam,
Lax



PS na pierwszym zdjęciu to nie przebiśniegi... tylko przebiliście :D

9 komentarzy:

  1. Powiem szczerze, że mam obawy przed takim oczyszczaniem włosów - moje są mocno przetłuszczające (skóra w strefie T również). Życzę Ci powodzenia w dalszym dążeniu do coraz piękniejszych włosów! To smutne, że stres tak mocno odbił się nich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, moje również mocno się przetłuszczają (czyli komplet: cera tłusta + przetłuszczająca się skóra głowy), ale wiele dziewczyn było zaskoczonych, jak mocno myje żółtko jaja. Ja stopień mycia porównuję z łagodnym szamponem w rodzaju Babydream, dlatego jajo obciążam dodatkowo olejem i jakimś humektantem. Jeśli poszukuję jeszcze łagodniejszego mycia, myję włosy odzywką. Ale doskonale rozumiem Twoje obawy.
      Nie tyle stres, co głodowe porcje oraz szybki i duży spadek wagi. Zresztą nie tylko włosy ucierpiały, ale to wszystko unaoczniło mi, jak ważne jest sensowne odżywianie.

      Usuń
    2. Może kiedyś uda mi się przemóc - jeszcze nie jestem gotowa :)

      Tak tak, miałam to na myśli, tylko skrót myślowy trochę to uciął. Stres wraz ze złym odżywianiem doprowadził pewnie do dużych niedoborów i szkód w organiźmie. Ja teraz jestem na przymusowej diecie i nie ukrywam, że cierpię :P

      Usuń
  2. Nie wiedziałam, że lipa ma śluz. Niestety mam na nią alergię! :(
    Obserwuję i będę zaglądać częściej!
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na KONKURS!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam napar z lipy ma taki śluzowato-słodki smak. Przy użyciu większej ilości kwiatostanów mamy naprawdę gęsty kleik :-)

      Usuń
  3. tak ciekawego bloga to ja już dawno nie widziałam ;) przepisy warte wypróbowania

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo piękne mimo tych przeżyć... szampony z zoltek kocham, tego też spróbuję z przyjemnością :) wyjątkowy blog! Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie odkryłam Twój blog i jestem pod wrażeniem <3 trzymam kciuki i jestem Twoją fanką :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz. Cenię Czytelników, którzy mają swój mały wkład w bloga. Jeżeli jesteś Anonimem, proszę, podpisz się imieniem lub nickiem :-)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...