30 października, 2015

Szampon shikakai z Hesha




Postanowiłam, że zanim powieszę post o technice mycia włosów ziołami ajurwedyjskimi, po kolei pokażę Wam efekty, jakie daje każdy ziołowy proszek. W poprzednim poście była to reetha, dzisiaj pokażę Wam włosy po shikakai.

Jak widzicie na zdjęciu, używam shikakai paczkowanego przez Hesha, ale produkt ten ma też Khadi i być może jeszcze inne firmy. Jestem wierna Heshowi, ponieważ na allegro 100 gramową paczuszkę można dostać już za ok. 8 złotych, natomiast Khadi sprzedaje 150g za ok. 30 złotych. Biorąc pod uwagę, iż nie jest to produkt wydajny, warto zamówić najtańszą opcję od razu po kilka opakowań (jeśli tak jak ja na codzień korzystacie z shikakai czy rithy).


Dlaczego shikakai myje?

Shikakai to nazwa dla proszku powstałego ze zmielenia orzechów rośliny  Acacia concinna. Orzechy zawierają saponiny, czyli naturalne surfaktanty odpowiadające za efekt myjący (tak samo jak korzeń mydlicy, reetha oraz wiele innych surowców roślinych).


Jakie właściwości ma shikakai?

Przede wszystkim ma naprawdę silny potencjał myjący, według mnie znacznie silniejszy niż reetha. Oczywiście pod tym względem ustępuje tradycyjnym szamponom i nadal znajduje się w kategorii łagodnych środków myjących. Jeżeli jakikolwiek naturalny składnik myjący sprawiał Wam kłopot i nie domywał włosów lub jeszcze nie sięgaliście po takie składniki i obawiacie się tłustych włosów, warto zacząć od shikakai. Choć z drugiej strony myślę, że jak na pierwszy raz to jest to również trochę upierdliwy składnik, bardziej niż choćby reetha. Uważam, że jest troszkę mniej wydajny a sama papka gorzej współpracuje z włosami. Z drugiej strony pasta z shikakai tworzy naturalny peeling, który można wykonać na skórze głowy.

A tym bardziej, że według ajurwedy shikakai ma właściwości przeciwłupieżowe. Dodatkowo ma wzmacniać cebulki włosów i promować wzrost nowych. Czy tak jest naprawdę - nie mogę ocenić, gdyż tropienie baby hair to dla mnie zbyt wysoki stopień wtajemniczenia. Natomiast mogę potwierdzić, że:

- shikakai świetnie współpracuje z zabiegiem olejowania; można sobie pofolgować z ilością oleju
- nie plącze włosów, wręcz przeciwnie, ułatwia rozczesywanie
- nadaje się do wykonania peelingu skóry głowy, jeśli ktoś takiego zabiegu potrzebuje
- nie daje efektu skrzypiących włosów vide nie tworzy siana
(- i pięknie pachnie, tak ostro i dramatycznie, ale tutaj pewnie nikt się ze mną nie zgodzi :D)


Technika mycia

Na moje włosy za łopatki stosuję 3-4 łyżki shikakai i na oko mieszam z ciepłą wodą. Konsystencję należy sobie wedle upodobań wypośrodkować, omijając stan zbyt rzadki i zbyt gęsty.

Tutaj technika jest ważna: pastę nanosimy powoli opuszkami paców i wcieramy w skórę głowy (tak samo jak wcierkę). Staramy się nanieść shikakai na każdy rejon skalpu. Następnie wykonujemy dokładny masaż i powoli przesuwamy dłońmi pastę wzdłuż włosów. Na tym etapie często opłukuję włosy wodą, tak żeby rozrzedzić pastę i ułatwić jej migrację ku końcom włosów.

Można również przetrzymać shikakai 10-15 minut na skórze głowy i dopiero potem spłukać, szczególnie polecam tę opcję przy obfitym olejowaniu :-)

Uważajcie, żeby shikakai nie dostało się do oczu, gdyż może je podrażnić!


Efekty

Tym razem bardziej zaangażowałam się w proces fotografowania. Na niektórych zdjęciach efekt po koczku ślimaczku a na innych po rozczesaniu.

Na początek zdjęcie bez lampy:


Oraz dwa z lampą:



Do sprawdzenia mamy jeszcze korzeń juki i mieszankę Heenarę.

Pozdrawiam :)

07 października, 2015

Przełom w mojej pielęgnacji: włosy Wysokoporowate z natury, Suche, Cienkie (WSC)


Dzisiejszego posta bardzo chciałabym przeczytać półtora roku temu, kiedy trafiłam do internetu z włosowymi problemami. Minęło wiele, wiele godzin blogowych lektur i własnych eksperymentów, zanim poznałam strukturę moich włosów i w efekcie udało mi się dobrać im pielęgnację.

Doszłam do wniosku, że pewne prawidłowości dotyczą włosów właśnie mojego typu. Dziś przeczytacie trochę uogólnień i uproszczeń, moja typologia na pewno nie jest doskonała, więc jeśli macie jakieś własne doświadczenia i uwagi, chętnie je przeczytam. Post ten zaczęłam pisać jeszcze w lipcu, a publikuję go dopiero teraz, gdyż wreszcie skompletowałam dokumentację fotograficzną. Nie wyobrażałam sobie tego posta bez pokazania Wam, jak zachowują się włosy przy kilku wariantach mycia, sądzę, że zdjęcia naprawdę fajnie oddają charakter włosów z natury wysokoporowatych i suchych.

 OK, teraz czas w skrócie wyjaśnić czym się charakteryzują włosy typu WSC?

(1) są wysokoporowate z natury. Przez jakiś czas łudziłam się, że skoro nigdy ich nie farbowałam i nie prostowałam, to na pewno są niskoporowate. Dziś już wiem, że nie są i co gorsza, nigdy nie będą. Są to włosy, których struktura jest pełna ubytków i nierówności. Takie włosy są bardzo spuszone tuż po myciu (i w ogóle po kontakcie z wodą). Puch mija wieczorem i/lub po umiejętnie zebranym koczku i wygładzeniu emolientami. Wierzchnia warstwa włosów żyje swoim skręconym życiem. WSC mają też często zdolność do układania się w różnej intensywności fale. Niebywale łatwo się odkształcają. Mam wrażenie, że nadanie im fal za pomocą ślimaczka lub jakiejkolwiek innej metody jest jedynym sposobem, aby wyglądały dobrze. Zdefiniowanie ich skrętu to jedyna słuszna metoda wychowawcza. Gdy są zupełnie proste, puszą się i wyglądają na suche. Pogodziłam się, że nie ma możliwości zmiany ich porowatości. Nowe włosy, które wyrastają z głowy również są porowate. Schną błyskawicznie.
(2) są suche. Ponieważ łuski ze względu na wysokoporowatość są bardzo odchylone, łatwo oddają wilgoć. Z tej cechy wynika kilka innych: większa łamliwość, skłonność do puchu. Suche włosy baaardzo często wyglądają na włosy zniszczone mechanicznie. Często bywa tak, że szampony źle wpływają na ich stan, niszcząc ochronną warstwę hydrolipidową. Lubią delikatne mycie, odżywką, maską, jajkiem.
(3) są cienkie. Gruby wysokoporowaty włos zachowuje się inaczej. Przede wszystkim poddaje się sile grawitacji, jest znacznie cięższy. Puszenie jest rzadsze. Takie włosy nie latają wkoło głowy i są odporniejsze na powiew wiatru. Przy cienkich włosach rozpuszczenie ich na dworze kończy się źle, a rozczesanie nie należy do najłatwiejszych. Cienkość włosa oczywiście nie ma nic wspólnego z gęstością. Moje włosy są jednocześnie cienkie i gęste. Po prostu jest ich dużo, ale są bardzo lekkie.


Podsumowując, nie jest to wdzięczny typ włosa. Według mnie takie włosy stosunkowo łatwo rozpoznać na żywo. Puszyste, ale nie ciężkie, lekko pofalowane lub szopiasto proste. W niesprzyjających warunkach zdają się być srodze zniszczone. Co ciekawe, związane ciasno w niski koczek lub kucyk, partie przylegające do głowy skręcają się w sprężynki. Są trudne do wygładzenia. Wymagają bardzo częstego czesania. Kiedy są długie, końcówek praktycznie nie da się przeciążyć treściwą maską.

Są to włosy problematyczne. Nie sądzę, aby bardziej niż inne typy włosów. Ale ich pielęgnacja musi być celowana. Mogę powiedzieć, że dzięki temu iż tak mi dawały w kość zaczęłam interesować się naturalnymi składnikami myjącymi. Bo w pewnym momencie doszłam do ściany. Metodą dedukcji doszłam do wniosku, że nie mogę ich tak mocno oczyszczać, bo tuż po myciu wyglądają na przesuszone.

Chciałam Wam napisać o moim sposobie na tego typu włosy. Bo od dłuższego czasu mam nieodparte wrażenie, że złapałam byka za rogi. Potrafię im dogodzić i jeśli chcę, mogą wyglądać pięknie. Poniżej postarałam się streścić to, co wydaje mi się najistotniejsze. Oczywiście u każdej osoby z włosami tego typu inny element będzie miał większe znaczenie. Ściąga ta jest poglądowa i omawia główne problemy związane z tymi włosami.


Jak pielęgnować włosy typu WCS?

Mycie: Chronić końcówki
Wbrew pozorom nie jest to punkt najważniejszy. Jedne włosy będą lubiły mocne mycie przy skórze głowy slsowym szamponem, inne nie (np. moje). Jedno je łączy: końcówki nigdy nie polubią detergentów. Będą się od nich wysuszać i wykruszać. Najgorzej jest w przypadku włosów mieszanych. Przetłuszczają się na tyle mocno, że wymaga to codziennego mycia - z drugiej strony końcówki są suche, nasz własny łój ciężko się w dolne rejony przemieszcza (przez wysoką porowatość i pokręcone pojedyncze włosy). Dla nich odżywkomycie, mycie żółtkiem lub mąką to jedyny dobry sposób oczyszczania. Warto też zastosować mycie włosów na ananasa lub metodę warkoczową.
Wygładzanie na sucho: Odżywka/Olej na sucho
Maski, odżywki i oleje/silikony do zabezpieczania włosów to podstawa. Mój sposób na włosy typu WSC w tej kwestii jest takowy: po wysuszeniu włosów wcieram w nie albo 2-3 krople lekkiego oleju albo odrobinę maski/odżywki o dobrym składzie (polecam np. Isanę Oil Carę - bezsilikonowa, emolientowa). Bez tego puszenie i aureola są murowane. Bez tego nie ma wygładzonych włosów.
Stylizacja: Wymuszenie/Definiowanie skrętu
Żadnej nigdy nie stosowałam dopóki nie zobaczyłam, że niekoniecznie jest to fanaberia, ale po prostu konieczne lekarstwo dla włosów typu WCS. Tylko to w połączeniu z odżywką na sucho jest w stanie je wygładzić. Ponieważ są to włosy podatne na stylizację, ugniecenia i wiązania, bardzo dobrze prezentują się rozpuszczone po różnych upięciach i koczkach ślimaczkach. Nagle wygładzają się i błyszczą. To jakby ich druga, skrywana natura: bo włosy wysuszone na prosto pokrywają się aureolką małych włosów i wyglądają na zniszczone.
Jest jeszcze jedna, prostsza metoda wygładzania tego typu włosów. Trzeba poczekać do wieczora. Im dalej od mycia, tym włosy bardziej dochodzą do siebie. Zupełnie jakby kontakt z wodą źle wpływał na łuski - bez względu na łagodność mycia.
Pomóc może jeszcze np. gorąca stylizacja na szczotce. Jedno jest pewne. Takich włosów nie można po prostu umyć i zostawić do wyschnięcia.


Abyście uchwycili naturę włosów typu WSC, przygotowałam porównanie efektów na włosach w zdjęciach. Specjalnie dla Was pierwszy raz od wielu, wielu miesięcy umyłam włosy SLSowym szamponem :). Była to Isana z mocznikiem. Już zapomniałam, jakie efekty daje u mnie używanie szamponu, dlatego byłam zszokowana, kiedy włosy po Isanie wyschły. Na zdjęciach doskonale widać, jak bardzo są suche i wysokoporowate. Były tak szorstkie w dotyku, że nie mogłam ich rozczesać! Często mi piszecie w komentarzach, że mam piękne, zdrowe włosy, jak widzicie ich prawdziwy stan nie jest dobry, a to co widzieliście w poprzednich postach na zdjęciach to tylko efekty dobrze dopasowanej pielęgnacji... Jest to niestety trochę smutne. Delikatne mycie, maski, odżywki, oleje, to tylko impregnacja włosów, zabezpieczają je tylko przed mechanicznymi zniszczeniami i utratą wilgoci... Nie naprawiają włosów, nie odżywiają ich, włosy są martwe.

Oczywiście pod wieczór włosy z pierwszej kolumny i pierwszego rzędu wyglądały już znacznie lepiej, im dalej od mycia tym bardziej dochodzą do siebie. Na zdjęciu obok również włosy umyte szamponem (lecz innego już dnia) z odpowiednią stylizacją i odżywką b/s. Widzicie różnicę?




Drugi rząd to włosy umyte odżywką. Różnica jest kolosalna. Porównanie zdjęć jest odpowiedzą na pytanie, czy warto myć włosy odżywką. Zdecydowanie warto :) Stylizacja po prawej troszkę nie wyszła, chyba za krótka trzymałam koczek, w każdym bądź razie wyszło by coś co najmniej tak samo ładnego, jak w pierwszym rzędzie w prawej kolumnie :)

Oczywiście można by się czepić: jedno zdjęcie z lampą, inne bez. I tak cieszę się, że zrobiłam zdjęcia do tego zestawienia, mam bardzo ciemne mieszkanie bez większej, bezelementowej powierzchni, jak właśnie gładka ściana. Mogę powiedzieć, że zdjęcia oddają efekty dokładnie w taki sposób, jak włosy prezentują się na żywo.

Aha, na zdjęciu włosów umytych szamponem doskonale widać włosy obrysowe! To te prześwitujące, jaśniejsze, szorstkie partie naokoło całej głowy.

*

Mam nadzieję, że mój post się komuś przyda.

Ostatnio Martusiowy Kuferek poruszył temat publikowania na blogach idealnych zdjęć włosów, które nie pokazują ich prawdziwego stanu. Śledzę wiele blogów włosowych, prowadzę też swojego i muszę powiedzieć, że rzeczywiście daje się wyczuć presję "kreowania" określonego wizerunku. Bardzo rzadko widuję na blogach włosy w stanie nie-idealnym, a jeśli już to występują pod hasłem Bad Hair Day, czyli czegoś sezonowego. Uważam, że może to powodować frustrację u czytelników, którzy nie osiągają efektów, takie postępowanie wzmaga tylko dezinformacje, a nie temu moim zdaniem powinny służyć blogi.

Dlatego z przyjemnością pokazuję Wam zdjęcie moich brzydkich włosów! :D Mam nadzieję, że obudzi to w niektórych nadzieję, że da się włosy upiększyć, nawet jeśli same z siebie nie chcą być atutem :)

Liczę, że autorki kilku blogów nie obrażą się na mnie (choć może też nie zgodzą :)), ale chciałabym nominować te dziewczyny, które moim zdaniem również mają włosy typu WSC:

- Henriettę
- Bijum
- Gapowo
- Kanę z Dbaj o włosy

A może to też i Ty? :)

Pozdrawiam,
Lax

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...