07 lutego, 2016

Mycie włosów mąką gryczaną



Uf! Po styczniowych eksperymentach z mąką gryczaną jestem chwilowo zniechęcona do robienia szamponów na bazie mąk i na razie zmieniam pielęgnację bardziej konwencjonalną. W międzyczasie, po dwóch latach wtajemniczania we włosowe tematy, znalazłam pierwszy olej, po którym włosy wyglądają tak, jak je po tym zabiegu opisuje blogosfera: są naprawdę miękkie, gładkie, błyszczące i nie puszą się tak mocno (jak to włosy typu wsc potrafią). I nie są to okrągłe słowa, tylko namacalny efekt, czyli tzw. efekt wow. Muszę powiedzieć, że chociaż jestem zwolenniczką zabiegu olejowania włosów, to do tej pory traktowałam oleje jako substancje impregnujące włosy, natomiast nie wpływające na ich organiczną kondycję. Włosy same z siebie nie były jakieś lepsze, piękniejsze, tylko np. dzięki otaczającej funkcji oleju mogłam delikatnie umyć końcówki i powstrzymać ich przesuszanie czy rozdwajanie. Pamiętam, że jeszcze dwa lata temu mając krótsze włosy niż teraz, kompletnie nie mogłam ich rozczesać, włosy haczyły o siebie i tworzyły trudne do rozplątania pętelki. Obecnie rozczesuję włosy grzebieniem z ciasno rozstawionymi zębami (tutaj nawet uchwycony jest taki moment :D), a ostatnio miałam problem z ich rozczesaniem, kiedy specjalnie na potrzeby bloga umyłam włosy zasadową Isaną Urea (post). W mojej opinii to właśnie duet szampon no-poo + olejowanie pozwalają mi obcinać włosy raz w roku.

Tym cudownym olejem jest niebieski Babydream Pflegeol, czyli coś, co wcale nie ukrywało się po kątach ;P Dopiero teraz się na niego natknęłam, ale osobiście nie widzę jakiegoś sensownego uzasadnienia, dlaczego akurat on zrobił efekt wow na moich włosach. Być może dlatego, że chyba jako jedyna mieszanka olejków zawiera dwa emolienty tłuste (Cetearyl Isononanoate, Caprylic/Capric Triglyceride), które mogłyby lepiej zmiękczać włosy niż oleje - ale to tylko moje domysły.

Znalazłam też naprawdę fajną odżywkę do mycia włosów (Nivea Volume Sensation), tak więc od tygodnia dzięki temu zestawowi cieszę się nieustannym efektem wow, i na razie niech tak zostanie. Następną do testów wybrałam sobie mąkę ryżową i wodę ryżową.

Ale wracamy do mąki gryczanej!

Nie pobiła szamponu z mąki żytniej, za to ma w jednej kategorii znaczną przewagę. Tworzy z wodą o wiele lepszą do współpracy emulsję, jest bardziej śliska, zwarta i plastyczna, dzięki czemu bardzo prosto nakłada się ją na skórę głowy i emulguje.

Przepis wygląda tak:

  • 4 czubate łyżki mąki
  • ciepła woda w ilości orientacyjnej
Mieszaniem doprowadzamy do powstania gładkiej pasty (bez grudek!). Ja swoją porcję czasem odkładałam na kwadrans, żeby mąka "puściła" do wody i wytworzył się śluz - rzeczywiście wtedy lepiej się tym operuje. Szampon nakładamy tylko na skórę głowy i starannie emulgujemy, po 2 minutach masażu przeciągamy szampon w dół włosów i spłukujemy. Grudki raczej nie zostają, ale to też zależy jak dobrze domieloną macie mąkę.

Sama w sobie bardzo dobrze myje włosy, tylko że w moim przypadku nie do końca się sprawdziła. Myślę, że byłaby lepsza do niskoporowatych włosów, takich które ciężko domyć łagodnymi środkami i są oporne na obciążenie. Moje włosy były po niej szorstkie i potrzebowały jakiegokolwiek dociążenia, czy to maską czy olejkiem na sucho. Pierwsze zdjęcie z lampą i po ślimaku, a drugie jeszcze wyprostowane i z doświetleniem. Na końcówkach widać takie ogólne sfatygowanie.



Piszcie jeśli próbowałyście innych mąk do mycia :) W następnym wpisie będę chciała Wam koniecznie pokazać, jak fajnie działa Nivea Volume, a także pisze się kolejny artykuł do cyklu Historia Pielęgnacji :)

Dajcie znać, co Was w kwestii no-poo i do zobaczenia (mam nadzieję) niedługo!

04 lutego, 2016

Niemoc monopolisty... O zaopatrzeniu w suszarki do włosów w PRLu



Cześć dziewczyny, miałam wstawić dzisiaj post o myciu włosów mąką gryczaną, gdyż przez cały styczeń wyrobiłam sobie już opinię na jej temat - wyrabiałam, wyrabiałam, aż w końcu nie chciało mi się fotografować efektu na włosach. Myślę, że post pojawi się jako niedziela dla włosów, więc spodziewajcie się go pod koniec tygodnia :)

Tymczasem mały przerywnik dołączający do cyklu Historia Pielęgnacji. W niedzielę sprzątałyśmy z babcią jej narożny regalik, który znajduje się na widoku i jest jak najbardziej w użytku, a mimo to na najniższej półce leżał stos gazet z przełomu 1989/1980 - i to jakby od tamtej pory nie ruszany, co nie najlepiej świadczy o mojej babci :D Przez jakieś trzy godziny oglądałyśmy jej starocie, ulubiony "Przekrój" i "Kobietę i życie". Było bardzo miło i serdecznie polecam wam taką chwilę z dziadkami, podczas której mogą przy wnukach powspominać lata młodości.

W jednym egzemplarzu "Kobiety i życia" wypatrzyłam artykuł Natalii Iwaszkiewicz, w którym chyba cała redakcja pozwoliła sobie poutyskiwać na niedobór tak ułatwiającego kobiece życie urządzenia, jakim jest suszarka do włosów. Dzisiaj należy do podstawowego wyposażenia każdego domu, w którym mieszka choć jedna kobieta (choć w czasach studenckich bywało i tak, że to ja pożyczałam suszarkę do moich męskich współlokatorów :)). Natomiast pod koniec lat 80. brak suszarek stanowił całkiem spory problem. Wiem, że część włosomaniaczek daje włosom schnąć naturalnie, ale myślę sobie też, że co innego mieć nieużywaną suszarkę w łazience, a co innego z konieczności planować przebieg całego dnia w taki sposób, by zimowym rankiem włosy były świeże i zupełnie suche.
O niedoborach i braku dewiz na surowce kosmetyczne pisałam Wam w artykule "Pachnące kłopoty Polleny-URODY". W przypadku suszarek największy problem stanowił brak możliwości produkcji silniczków. Ponadto wyprodukowane partie towaru musiały zostać uszczuplone, przez przymusowy eksport suszarek do innych krajów należących do ZSRR lub satelickich, w tym wypadku Bułgarii.

Na dole dołączam skan artykułu, a poniżej fragment opisujący perypetie przedsiębiorstwa "Polam-Farel" (od tej nazwy powstało określenie "farelka"; obecnie działa jako Philips Lighting Poland S.A. Oddział w Kętrzynie).

Do wyboru, do koloru 
"Ongiś na półkach sklepowych leżały suszarki do włosów. Było ich pod dostatkiem, do wyboru, do koloru. Od kilku lat pojawiają się na rynku z rzadka: czasem je gdzieś dowiozą, rzucą znienacka. Kto pierwszy wówczas, ten lepszy. Reszta odchodzi od lady z kwitkiem. 
Gdzie się podziały suszarki? Jedynym ich producentem w kraju są Zakłady Sprzętu Oświetleniowego "Polam-Farel" w Kętrzynie. Hanna Rekosz, zastępca dyrektora do spraw ekonomicznych tej fabryki przyznaje:
- Produkujemy trzykrotnie mniej suszarek do włosów niż przed ośmiu laty.
Powód? Po prostu nie ma armat... innymi słowy brakuje silników małej mocy, których jedynym z kolei producentem jest sosnowiecka "Silma". I tak koło się zamyka.
Jeszcze w 1980r. kętrzyński "Farel" wytwarzał 1 200 tys. suszarek rocznie. I to w zupełności pokrywało krajowe zaopatrzenie. Obecnie ledwo 380tys. sztuk, z czego w dodatku trzeba 25 tys. wysłać do Bułgarii, żeby wywiązać się z podpisanych kiedyś zobowiązań rządowych. To co pozostaje wsiąka w wygłodzony rynek bez śladu. Cztery, pięć razy tyle można ostrożnie, jak szacuje handel, sprzedać od ręki.
Gdyby nie ów dotkliwy brak silniczków, "Farel" mógłby od razu wytwarzać trzy razy więcej suszarek. Technicznie jest bowiem do tego przygotowany, dysponuje czterema taśmami produkcyjnymi. Z powodów o których wyżej pracuje tylko jedna."

Będzie to wyrób w europejskiej klasie...
 
"Inżynierowie myślą także o naszych skołowanych i często niedosuszonych głowach. Otóż w pierwszym kwartale tego roku rozpoczęto produkcję nowej suszarki (model SR 16 - przyp. moje). Będzie to wyrób w europejskiej klasie. Nieporównanie ładniejsza niż znane nam dotąd suszarki kętrzyńskie. To jest zasługa najlepszych bodaj w Polsce projektantów przemysłowych: ojca i syna Rutkowskich prowadzących od kilku lat swoją słynną "Formę".
SR-16, bo taki jest fabryczny symbol nowej suszarki, będzie jakościowo dużo lepsza od swoich poprzedniczek. Zmodernizowany silnik zapewnia jej czterokrotnie silniejszą moc. Najlepiej to zilustrować tak: tradycyjną suszarką suszyliśmy włosy około 20 minut. SR-16 skróci to zajęcie do 5 minut." 

Ruszyć na podbój Europy
 
"Kętrzyńscy konstruktorzy zapowiadają również nowy zestaw od pielęgnacji włosów  SRN-19 o mocy 800W, z bardzo wygodnym w użyciu tak zwanym obrotowym sznurem. Czasami takie cudo widzimy w rękach fryzjerek - jak dotąd były to suszarki zagraniczne.
Pozostaje odpowiedzieć na pytanie - skąd Farel zdobędzie silniki do nowych typów suszarek, biorąc pod uwagę niemoc monopolisty, czyli sosnowieckiej "Silmy"? Otóż kętrzyński Farel nawiążał kontakty z producentami silniczków w Hongkongu. Żeby robić z nimi interesy trzeba było stanąć do przetargu walutowego w Warszawie. Ten wysiłek i pewne wkalkulowane weń ryzyko powinno się stokrotnie opłacić. W tym roku Kętrzyn chce wyprodukować 75 tys. tych nowoczesnych suszarek, rozeznać rynek krajowy a jak wszystko dobrze pójdzie ruszyć potem na podbój Europy. No i bardzo dobrze."
Artykuł pochodzi z pisma "Kobieta i życie" z rocznika bodaj 1988, autor: Natalia Iwaszkiewicz


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...