03 marca, 2017

Herbata jest moim tonikiem. Bezdetergentowa i naturalna pielęgnacja cery


To historia jakich wiele. Moja cera jest cerą mieszaną. W czasach licealnych i studenckich byłam jednak przekonana, że jest to typowa cera sucha, tylko że z "dodatkowymi problemami". Trzeba przyznać, że wiele na to wskazywało: mnóstwo suchych skórek, łuszczenie, uczucie napięcia po myciu. Z drugiej strony sporo zaskórników otwartych, pojedyncze wyprysków w miesiącu oraz charakterystyczna, błyszcząca strefa T. Mimo opisu, moja skóra nie wyglądała najgorzej; tłusty krem na noc zmiękczał suche skórki, z rzadka wyskakującymi krostkami się nie przejmowałam (po prostu podchodziłam do tego bez emocji: każdemu coś czasem wyskakuje, więc nie będę z tego robić sprawy). Byłam też jednostką nerdyczną, więc kwestie urody, makijażu były (i są) dla mnie trzeciorzędne w hierarchii spraw ważnych (pamiętam ten gryzący dylemat, gdy kupiłam sobie bladoróżany lakier do paznokci i stwierdziłam, że w sumie szkoda mi czasu na ich malowanie - dzisiaj podchodzę do tego inaczej). Nie używałam więc przez całe studia podkładu ani żadnych kosmetyków ujednolicających koloryt cery. Miałam naturalny styl, więc wersja twarzy sauté dobrze się w niego wkomponowała. Najbardziej w mojej cerze przeszkadzały mi czarne zaskórniki występujące na nosie. Jest to wróg nieuleczalny. W tym czasie dotarłam do urodowej blogosfery i bardzo zachęcona recenzjami szukałam rozwiązania mojego problemu w glinkach, sodzie, aspirynie, różnych pastach z naturalnych przepisów (np. kurkumy), peelingach z kawy i soli. Delikatną poprawę zauważyłam tylko po pastach z glinki i do dzisiaj się jej trzymam. Peelingi naturalne podobały mi się, bo mogłam przyrządzać je sama, jednak zarówno kawa jak i sól chyba nie były dostatecznie ostre i mikronizowane, by efekty mnie zadowoliły.

Zanim sama przeszłam na bezszamponowe mycie włosów, utonęłam w blogach, na których dziewczyny pisały o olejowej pielęgnacji twarzy, która obejmowała też oczyszczanie. Byłam tym wszystkim oczarowana. W 2014 roku spróbowałam metody ocm (oil cleansing method) i zostałam przy niej do dziś. I choć po drodze eksperymentowałam z ręcznie kręconymi emulsjami, oleje to dzisiaj podstawa oczyszczania i pielęgnacji mojej skóry.

Zaczęłam wpis od tego, że to historia jakich wiele i że moja skóra od zawsze wydawała się sucha. Na blogach często przeczytacie o takim schemacie (np. u Ziemoliny). Jeśli skórę normalną, mieszaną lub tłustą będziemy "pielęgnować" żelami do mycia opartymi na SLSie (czyli niemalże wszystkimi dostępnymi), tonikami alkoholowymi oraz peelingami, których bazą są substancje powierzchniowo czynne, przeorganizujemy pracę naszych gruczołów. Odtłuszczana dzień w dzień skóra zacznie być odwodniona, co z kolei skłoni ją do produkcji nadmiernej ilości sebum niejako "w zastępstwie", jako barierę przed uciekaniem wody. Różne mogą być efekty odwodnienia skóry. Powiem więc o swoich doświadczeniach.

Dzięki ocm i zrezygnowaniu z jakichkolwiek detergentów:
- zmniejszyły się czarne zaskórniki. Kiedyś musiałam się powstrzymywać od ich wyduszania. Dzisiaj nadal są obecne, ale z daleka już ich tak nie widać. Moja skóra na nosie też się uelastyczniła od momentu, gdy nie muszę ich usuwać mechanicznie. I powiem Wam, że ogromnie żałuję, że tyle lat to robiłam.
- przestały się pojawiać ropne krostki i wypryski. I to zupełnie, bo w sztuce jedna lub dwie pojawiają się na brodzie w drugiej fazie cyklu - i tyle!
- mam pięknie nawilżoną i natłuszczoną skórę; zniknęły suche skórki i nieprzyjemne napięcie. Nie potrzebuję i nie używam kremów do twarzy (kiedyś pomyślę nad kremem pod oczy).
- cała cera o wiele mniej się przetłuszcza, latem używam pudru Amilie, który zawiera tylko krzemionkę i mikę.

Podsumowując, wszystkie problemy mojej cery w przeważającym stopniu zostały rozwiązane. Efekty pojawiły się po dwóch-trzech miesiącach ocm i do dnia dzisiejszego nie mam powodów, by na nią narzekać. Dlatego mogę szczerze polecić olejowe oczyszczanie twarzy, tak samo jak mycie włosów jajkiem, mąką i ziołami. Jednakże w blogosferze można też spotkać opinie osób, u których ocm się nie sprawdziło lub po prosto nie pomogło na dolegliwości skórne. Dlatego tak samo jak w przypadku przechodzenia na no-poo, dobrze będzie zastosować disclaimer: jeśli jesteście pod opieką dermatologa, przechodzicie kuracje doustne lub maściowe, należy rozważyć wszystkie za i przeciw przechodzenia na ocm  oraz podchodzić do tej metody z pewną ostrożnością. Lektura blogów innych dziewczyn na pewno poprowadzi Was dalej w tym temacie (szczególnie polecam artykuł Mademoiselle Eve o tym, jak stosować ocm na cerze problematycznej).


W tym poście znajdziecie więc przykładowy schemat bezdetergentowej i naturalnej pielęgnacji cery. Nie może to być żaden wyznacznik, ale propozycja etapów takiej pielęgnacji: oczyszczania, nawilżania, natłuszczania i odżywiania.

  • Oczyszczanie

olej


Ponieważ moja cera nie wybrzydza względem tego, jakim olejem ją oczyszczam, trzymam się produktów łatwo dostępnych i przyjemnych w stosowaniu. Bardzo lubię olejek Hippa Babysanft (mam wielką słabość do jego pudrowego zapachu) oraz pachnące olejki Baikal Herbals (jodłowy, po którym "buzia pachnie lasem") i Orientany (na zdjęciu wersja z różą japońską i geranium; jest to wersja dedykowana "dla ciała", ale wersja "dla twarzy" składowo jest podobna, a prawie dwa razy droższa). Zazwyczaj mój olej do ocm to także olej do włosów. Jeśli przeraża lub nie odpowiada Wam tłustość olei, polecam spojrzeć na olejek Babydream dla niemowląt, który posiada również inne od olei emolienty w składzie. Zawsze patrzcie na skład, szukajcie mieszanek złożonych wyłącznie z olejów i olejków eterycznych, a przy cerze atopowej, wrażliwej warto unikać aromatów (tzw. parfumów - ja je jednak lubię, niestety to mój nos wybiera, którego olejku będę używać).

Od początku kariery ocm na blogach polecano mieszankę oleju rycynowego z dwoma różnymi olejami (w zależności od typu cery). Jestem ciekawa skąd przyszedł taki przepis na polskie blogi (może pojawił się w jakieś starej książce?). Dopiero później zaczęto traktować tę mieszankę liberalnie, jako jedną z możliwych opcji  - i ja również Wam takie podejście polecam. Osobiście ciężko używało mi się oleju rycynowego. Jest to jedyny tak ciężki olej w formie płynnej, który zachowuje się trochę jak klej. Przy okazji podsuszał mi skórę. Mamy teraz do wyboru tyle różnych olejów oraz olejków eterycznych (jako dodatek), że aż grzech z tej różnorodności nie korzystać. Pamiętajcie, że olej kokosowy nie jest polecany do ocm, u wielu dziewczyn powodował zapychanie.

Dla mnie mycie twarzy olejem to nie jest jakiś skomplikowany rytuał, tylko najzwyczajniejszy higieniczny nawyk. Ocm wykonuję tylko wieczorem - kiedyś każdego wieczora, natomiast obecnie nie ma już takiej potrzeby. Sytuacja wygląda inaczej, gdy noszę makijaż, wtedy zmywam go oczywiście olejkiem.

A jak to robię? Zwilżam twarz ciepłą wodą, nalewam kilka kropli olejku na dłoń i zaczynam masaż twarzy wykonany oburącz. Zależnie od tego, czy olej musi poradzić sobie z makijażem, czy nie, trwa to u mnie od minuty do trzech. Jeśli na skórze nie było zupełnie nic poza brudnym powietrzem i sebum, po wykonaniu masażu oblewam skórę wodą kilkakrotnie, aż olej pod wpływem mechanicznego usuwania spłynie w dół. Jeśli nosiłam makijaż - usuwam go wacikiem. Jeśli nosiłam bardzo mocny makijaż - nakładam olejek jeszcze raz i powtarzam procedurę. Jak widać osławiony wacik nie jest must-havem ocm-u :-) Oczywiście na początku, gdy oswajamy się z metodą, bardzo, bardzo się przydaje, bowiem usunięcie oleju samą wodą i dłońmi wydaje się karkołomnym zadaniem. Trzeba też pamiętać, że nawet stosując wacik nie usuwamy oleju w 100% - ale ja taką skromną warstwę właśnie pragnę zachować.

A o metodzie ocm polecanej już w latach 50. poczytacie w jednym z postów z cyklu Historia PielęgnacjiA więc sprawdź raz jeszcze, czy masz buteleczkę ze zwykłą, jadalną oliwą... czyli OCM w latach 50.


olejek eteryczny

Jeśli mam nastrój eksperymentatorski, dodaję do buteleczki oleju kilka kropli olejku eterycznego. Ponieważ nierozrzedzone olejki eteryczne działają drażniąco na skórę, butelkę trzeba dobrze wymieszać i dodatkowo wstrząsnąć przed każdym użyciem. Obecnie sprawdzam działanie olejku sandałowego. Te olejki eteryczne, które z jakichś powodów nie przypadły mi do gustu, a pięknie i intensywnie pachną, dodaję do prania. W ten sposób noc spędzam otulona melisową pościelą, a wyjściowa koszula roztacza chmurkę goździków (zresztą olejek goździkowy i cynamonowy to standard w moim domu, przed każdym praniem swetrów wełnianych i kaszmirowych dodaję po trzy kropelki jako profilaktykę antymolową - oczywiście z uwagi na materiał pranie ustawiam na programie piętnastominutowym w 20 stopniach i z wirowaniem 400 obrotów, ja bym to bardziej nazwała płukaniem ;))


naturalne pasty oczyszczające

Jeśli oczyszczanie twarzy olejem Was nie przekonuje, warto wypróbować szereg innych naturalnych substancji, które mają działanie absorbujące. Taką funkcję pełnią np. zmielone orzechy (np. migdały), zmielone nasiona (np. owsa), mąki (gryczana, kokosowa, żytnia), błota (np. z Morza Martwego) oraz oczywiście glinki. Na początek możemy przygotować swoją mieszankę inspirując się składem dostępnych na rynku gotowych kosmetyków naturalnych (Angels on Bare Skin Lush'a oraz delikatnym pudrem myjącym od Make Me Bio). Taki suchy proszek przygotowujemy w taki sam sposób, jak maseczkę z glinki, nakładamy opuszkami na cerę i delikatnie masujemy. Możemy pozostawić warstwę na kilka minut.
Kilkadziesiąt lat temu to delikatnego oczyszczania cery polecano namoczone w ciepłej wodzie płatki owsa lub kawałki chleba razowego. Skóra jest ładnie oczyszczona i nawilżona po takiej paście i bardzo Wam ją polecam.
Nie stosujcie past oczyszczających do demakijażu oczu! Po użyciu glinek i błota (które mają zasadowe ph) warto wyrównać ph skóry kwaśnym roztworem, np. wody z cytryną lub octem jabłkowym.

zioła saponinowe

Saponiny to substancje powierzchniowo czynne (detergenty) pochodzenia roślinnego. I jako takie również mogą odtłuszczać, lecz o wiele delikatniej niż płyny micelarne czy żele do mycia twarzy. Wspominam o nich, ponieważ jest to naturalna alternatywa dla osób, którym ciężko zrezygnować z piany (o "potrzebie piany" pisałam tutaj). Ponadto mogą się przydać np. do demakijażu oczu.

Prym wiedzie tutaj oczywiście mydlnica lekarska, ale saponiny zawiera szereg innych roślin: reetha, shikakai, korzeń juki. Z mydlnicy robimy wywar, który przenosimy na cerę w nasączonym waciku kosmetycznym, a ze wspomnianych ziół ajurwedyjskich tworzymy pastę (tak jak z glinką) i masujemy nią twarz.

tonik

Zasadniczo tonik ma regulować ph cery. Jednakże jeśli skóra nie ma kontaktu z wysokim ph, którego źródłem są żele i mydła (i przyjmując, że woda z kranu ma ph raczej neutralne), to czy warto używać toniku? Ja mimo to ten rytuał tonikowy sobie zachowałam. Pisałam Wam wcześniej, że ocm stosuję tylko wieczorem. Dlatego rano lubię przetrzeć czymś twarz, i to nie byle czym, bo wacikiem zanurzonym w ciepłej herbacie lub naparze ziołowym - zależnie od tego, co piję przed pracą :). Uważam, że to jest całkiem dobra organizacja, bo nie potrzebuję przygotowywać większej ilości naparu i stosować konserwantów. Czasami zdarza mi się zamówić ładnie pachnący hydrolat. W każdym bądź razie drogeryjnych toników nie używam - jeśli się przyjrzyjcie ich składom, zobaczycie, że każdy zawiera detergenty. Moim zdaniem na tym etapie pielęgnacji, gdy cera jest już oczyszczona, są one zbędne. A jeśli zależy Wam mieć prawdziwy, naturalny tonik regulujący ph, do hydrolatu lub naparu wystarczy dodać kilka kropli soku z cytryny lub octu. 

Wacik nasączony ciepłym naparem oczywiście nie posiada żadnych substancji powierzchniowo czynnych (czyli myjących), za to oczyszcza w skórę  w sposób mechaniczny: delikatnie zdejmuje warstewkę sebum, jaka utworzyła się w nocy. 

Mnóstwo ciekawych informacji o porannym myciu bez detergentów znajdziecie w artykule Mademoiselle Eve. Ewa uzasadnia takie podejście, więc możecie dać się przekonać. Żałuję, że więcej blogerek urodowych nie porusza tego tematu, bo rezygnacja z porannego żelu do twarzy może okazać się naprawdę przełomowa, np. w przypadku skóry suchej, ale nie tylko.


peeling

Peelingi robię raz w tygodniu, z reguły w weekendy. Od dawna nie używam gotowych kosmetyków, peeling przyrządzam sobie sama. W peelingach drogeryjnych zawsze znajdziecie rozbudowaną bazę detergentową, taką samą jak w żelach do twarzy. Rozsądnie byłoby wiec znaleźć jakiś emolientowy zamiennik. Najprostszym przykładem takiego przepisu jest wymieszanie zmielonej kawy z olejem - jednak kawa nie sprostała moim oczekiwaniom. Dopóki nie miałam okazji spróbować korundu, byłam w prawdziwej peelingowej kropce! Dziś nie używam już niczego innego i nie eksperymentuję - myślę, że korund zostanie ze mną do końca życia. Dodaję go do bazy emolientowej, którą u mnie są od zawsze maseczki Bani Agafii. Kupuję je w zasadzie tylko jako półprodukt do ręcznie kręconego peelingu, od wielkiego dzwonu zdarzy mi się użyć ich zgodnie z przeznaczeniem. Jeśli nie che Wam się przygotowywać peelingu z korundu samodzielnie, polecam bardzo podobny peeling Sylveco.

O tym, jak krok po kroku stworzyć taki peeling, z jaką mikronizacją korund wybrać oraz co jeszcze można wykorzystać jako bazę emolientową przeczytacie w poście: Domowy peeling z korundem wzorowany na peelingu Sylveco. Na zdjęciu po prawej peeling z korundem, który trzymam w słoiczku z EcoSpa.

A co poza korundem? Zmielone ziarna kawy, cukier, sól, nasiona owoców i roślin (mak!). To wszystko łączymy z dobraną do potrzeb skóry bazą, najlepiej emolientową (olejem, eko-kremem).


opcjonalnie: płyn do demakijażu oka 

Ponieważ ostatnio zdarzało mi się wykonywać mocniejszy makijaż oka, stanęłam przed wyzwaniem znalezienia produktu, który zawierałby naprawdę śladowe ilości detergentu do uporania się z tuszem do rzęs, a przy tym mógłby się poszczycić naturalnym składem. Wybrałam lipowy płyn micelarny Sylveco (glukozyd decylowy na trzecim miejscu w składzie) oraz kremowy olejek myjący Ziaji z serii Ulga (sodium lauroyl sarcosinate oraz disodium laureth sulfosuccinate na drugim i trzecim miejscu w składzie). Oba spełniły swoje zadanie i na pewno przy nich zostanę. Oczywiście stosuję je tylko w obszarze oczu, nie mają kontaktu z cerą.


  • Maseczki

glinki

Nie mam ulubionego rodzaju, dobrze działają na moją skórę wszystkie: biała, zielona, czerwona i czarna. Zresztą "dobrze" to mało powiedziane. Zawsze po paście z glinki pory mojej skóry są głębiej oczyszczone, ich zawartość jest jakby "wyciągnięta" na powierzchnię (widać białe czubeczki), a to dlatego, że glinki mają właściwości absorbujące. Sama buzia też inaczej wygląda - np. glinka nałożona tuż po peelingu z korundu przestaje być zaczerwieniona. Pamiętajcie, że glinki mają zasadowe ph, dlatego rozsądnym byłoby przetrzeć twarz delikatnie kwaśnym roztworem (np. hydrolatem z sokiem cytryny lub octem).

Bardzo ważne jest, by omijać glinką te partie skóry, które z natury są suche i nie mają rozbudowanego kompletu gruczołów łojowych. Na cerę suchą aplikujemy glinkę tylko w okolice problematyczne - określone partie nosa, czoła, brody; na cerze mieszanej pokrywamy strefę T, a na tłustej niemal cały obszar twarzy. Bez względu na rodzaj cery, glinek nigdy nie nakładamy w okolicach oczu, a rejon pod oczami dobrze jest zabezpieczyć emolientami, aby nie dopuścić do wysuszenia skóry.


algi


Na razie jestem zachwycona ich błyskawicznym, nawilżającym działaniem. Niektóre obeznane z tematem czytelniczki mogły zauważyć, że ponieważ nie używam kremów do twarzy, moja pielęgnacja jest pozbawiona etapu nawilżania skóry. Nie zauważyłam, żeby był to element kluczowy (za najważniejszy uważam rezygnację z odwadniających skórę detergentów), ale efekt po algach mi się podoba, i nawet jeśli jest doraźny, profilaktycznie nie będę nawilżania pomijać. Szczególnie, że nie używam niczego przeciwzmarszczkowego ani typowo pod oczy, a trzydziestka bardziej się zbliża niż nie... Chciałabym kiedyś spróbować czystych alg - bo te, które mam (z Nacomi i Bielendy) nie są w 100% naturalne. Pozbycie się alg z twarzy jest trochę niedogodne, bo musicie wiedzieć, że alg się nie zmywa, tylko zrywa... Płatami, jak skórę :) Lecz nie zawsze udaje się to za jednym ruchem.


oraz domowe przepisy i półprodukty

Nie jestem w stanie wymienić wszystkich produktów, z których można przygotować maseczkę do twarzy :-) Czasami przy robieniu szamponu koglowego zabieram odrobinę jajka i nakładam na buzię, sprawdzam też różne zioła, przyprawy, dodaję do glinek wina zamiast wody. Dawno temu skusiłam się na sproszkowane płatki róży z Hesha, ale poza tym, że uroczo wyglądają, w żaden sposób nie działają na cerę. Lubię też od czasu do czas pobuszować po Ecospa w dziale półproduktów. Używałam np. kwasu hialuronowego, ale nie zrobił na mnie pozytywnego wrażenia, ani na cerze ani na włosach. Przygotowywałam też 20% stężenie kwasu migdałowego w formie toniku, żeby zmniejszyć ilość zaskórników otwartych.

~


I to już wszystko. Bardzo nie lubię dużych ilości kosmetyków wokół mnie (a także innych przedmiotów... mam wrażenie, że stoją i łypią na mnie, żebym poświęciła im czas, trochę jak ze wspomnianym bladoróżanym lakierem do paznokci). Nie mam osobnego oleju do włosów i ocm. Wręcz przeciwnie, stosuję go jeszcze pod maszynkę do golenia oraz zamiast balsamu do ciała. Kiedyś mieszanką oleju kokosowego i olejku miętowego myłam zęby (ale jeszcze muszę się do takiej formy przekonać). Moja herbata jest moim tonikiem, a olejki eteryczne preparatami antymolowymi i perfumami przy płukaniu ubrań.

Mam jednak w planach dodanie do tej pielęgnacji kilku przemyślanych elementów. Przede wszystkim myślę o aptecznych preparatach złuszczających na strefę T, żeby zupełnie "odczyścić" zaskórniki otwarte i zmniejszyć przebarwienia po wyciskaniu. Jeśli macie bardzo tłustą, zanieczyszczoną skórę i planujecie przejść na ocm, koniecznie trzeba pomyśleć o czymś regulującym: kremie z kwasem lub toniku kwasowym. Więcej przeczytacie w postach Aliny (1,2), znajdziecie tam również propozycje takich preparatów przy ocm. 

Szukam też superodżywczych maseczek o naturalnych składach, najlepiej nawilżających oraz eko-kremu pod oczy - wiek coraz starszy ;)

Napiszcie proszę, jak wygląda Wasza pielęgnacja cery, czy przywiązujecie wagę do detergentów zawartych w kosmetykach do twarzy?

Pozdrawiam,
Lax

10 komentarzy:

  1. Hej!
    Co do Olejku Myjącego, Ziaja, Ulga - za poleceniem blogerki zaczęłam go używać by rozpuścić makijaż ale szczypały mnie po nim oczy, i faktycznie, na opakowaniu jest napisane: omijać okolice oczu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę! Nie zwróciłam uwagi! A ja nim właśnie wymasowywuję z oka makijaż :-(. Mimo że nic mnie nie szczypało, to jestem za tym, aby w takich przypadkach stosować się do zaleceń producenta. Trzeba przyznać, że mimo całkiem fajnego składu, nie jest to kosmetyk naturalny, a szkoda, bo formuła i konsystencja są naprawdę świetne.
      Dziękuję za informację :( :*

      Usuń
    2. Rozejrzałam się i mogę zaproponować za to emulsję myjącą do twarzy Vianka. Skład:
      Aqua, Vitis Vinifera Seed Oil, Glycerin, Cetyl alcohol, Urea, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Tilia Platyphyllos Flower Extract, Panthenol, Triticum Vulgare Germ Oil, Glyceryloleate, Stearic Acid, Tocopheryl Acetate, Allantoin, Xanthan Gum, Cyamopsis Tetragonolobus Gum, Benzyl Alcohol, Parfum, Dehydroacetic Acid
      - trochę mocniejsze detergenty, ale obciążone emolientami i olejami, więc wygląda to naprawdę ciekawie.

      Usuń
    3. U mnie w domu wyszło to przypadkiem. Siostra porównywała Kremowy olejek myjący,Ulga (ten co kupiłam za poleceniem) z Mleczkiem micelarnym, De-makijaż (dostałam w gratisie). Ten drugi ze zmyciem makijażu sobie zupełnie nie radził (używam dosyć ciężkiego fluidu, Revlona) za to pierwszy radził sobie doskonale - gdyby nie te nieszczęsne pieczenie oczu ;d Także, skoro wiem to mogę ostrzegać innych xD Też wolę stosować się do zaleceń producenta.

      Gdybym tylko zerknęła tu szybciej, nie kupiłabym czegoś innego... :( Robiąc zakupy w aptece online przy okazji wrzuciłam do koszyka Lierac Demaquillante, Olejek do demakijażu twarzy i oczu. Słyszałaś coś o nim? Co o nim myślisz?

      PS. Nie wiem czemu ale mogę komentować tylko jako Anonim :( Chcąc przez google wyskakuje "Podczas komunikowania się z serwerem wystąpił błąd."

      Pozdrawiam, Ines.

      Usuń
    4. Ines, jest sporo produktów, które spełnią te oczekiwania. Trzeba przeszukać skład pod kątem emolientów i bazy detergentowej - więcej powinno być tych pierwszych. Fajnie jakby kto były delikatne detergenty i żeby cały produkt miał tzw. naturalny skład - to są przynajmniej moje wymagania, jeśli chodzi demakijaż pomalowanego tuszem oka :)
      Ten, o którym piszesz ma taki skład:
      Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Water (Aqua), Sucrose Laurate, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Sorbitol, Alpha-Glucan Oligosaccharide, Fragrance (Parfum), Myristamidopropyl Pg-Dimonium Chloride Phosphate, Sucrose Dilaurate, Polymnia Sonchifolia Root Juice, Polyaminopropyl Biguanide, Sucrose Trilaurate, Maltodextrin, Lactobacillus Ferment.
      Jako detergenty występują Sucrose Trilaurate, Sucrose Dilaurate, Sucrose Laurate, być może jeszcze jakieś inne. Nie spotkałam się jeszcze z nimi, więc nie wiem, jak duży potencjał myjący mają. Nie wiem też, jak naturalny jest to skład - nie mam takiej wiedzy, to tylko pobieżna analiza :) Napisz, jak Ci się sprawdza i do czego konkretnie go używasz, do zmywania makijażu z cery i oczu?

      Usuń
  2. Moja pielęgnacja też jest raczej naturalna, z malymi wyjątkami. Do końca nie zrezygnowałam z detergentów, rzeczywiście, one sa nawet w tonikach! Jednak Twój post zachęcił mnie, żeby przyjrzeć się lepiej skladom. Opisalas wszystko po kolei z przykładami, więc będzie mi łatwiej. Dodam, że makijaz stosuję dość mocny i nie naturalny :( Olej sobie nie zawsze z tym radzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lax, może właśnie ten Vianek by sobie poradził? lub olejek myjący z biochemii urody - wiele dziewczyn go poleca. Tusz mam wodoodporny i yo wszystko przez niego! :d

      Usuń
    2. Olej na ogół sobie radzi nawet z wodoodpornym tuszem, problem polega na tym, że zmyty tusz ukrywa się jeszcze między rzęsami i kiedy już myślimy, że wszystko jest czyściutkie - po godzinie dolna powieka zaczyna być czarna. Ja właśnie z tego powodu dmucham na zimne i potrzebuję jakiegoś płynu z detergentem. Polecam te płyn lipowy, Vianka rzecz jasna nie miała, ale ma dobry skład i opinie. Olejku z Bu też, zdaje się, że on nie zawiera detergentów, więc nie umiem się wypowiedzieć :(

      Usuń
  3. Chciałabym zapytać, czym myjesz ciało pod prysznicem? Szukam naturalnych metod, na razie z marnym skutkiem. Żele ekologiczne są dla mnie za drogie (z resztą i tak większość wysusza moją skórę). Mydła (m.in. aleppo, marsylskie i inne naturalne) również okropnie ściągają moją skórę. Słyszałam o myciu ciała samą wodą, ale wciąż mam opory. Czy słusznie? Jakie są Twoje doświadczenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilko, dziękuję za komentarz!
      Mycie ciała samą wodą bardzo mnie intryguje. Przez wiele, wiele miesięcy miałam problemy z zakażeniem układu moczowego i płciowego; leczenie antybiotykami nie działało na miejsca intymne, więc bakterie wędrowały w dół i w górę, i tak do zapłakania. Co ginekolog, to nowy polecany wspaniały, apteczny, dermatologiczny płyn do higieny intymnej za cenę wejściówek na wszystkie wystawy na Wawelu. Nie będę się tu rozpisywać, ale właśnie wtedy te żele zaczęły mi szkodzić, podrażniać, zaczerwieniać, więc przeszłam na mycie samą wodą. Natrysk wody radził sobie doskonale, a co do moich odczuć, to były następujące - nasze miejsca nie potrzebują żadnych żeli, wystarczy woda! Naprawdę. Zdarza mi się co jakiś czas użyć żelu do higieny intymnej z dobrym, prostym składem (i o wyraźnie opisanym na etykiecie, kwaśnym pH), szczególnie podczas miesiączki (krew ma odczyn lekko zasadowy). Ale to musi być coś naprawdę delikatnego, dlatego bardzo lubię żel Ziaji w piance, gdzie tego produktu nakładamy naprawdę mało, oraz żel Sylveco i ten z Biolaven.

      Co do ciała to mam tak, że myję regularnie tylko "górę" (szczyty ramion+dekolt, pachy, piersi, brzuch, plecy) oraz oczywiście stopy ;)Ja po prostu nie widzę potrzeby nakładania żelu na łydki, uda, przedramiona - to są miejsca w których mało się pocę, a wręcz mam wysuszoną skórę. Jeśli biegam albo jest bardzo, bardzo gorąco to jak najbardziej, ale w takim codziennym prysznicu myję się dokładnie tam, gdzie wymagam ;) Może to jets jakiś sposób dla Ciebie? Do mycia używam z reguły żeli z Yves Rocher (nie wiem, czy sa jakoś wyjątkowo delikatne, po prosty lubię ich subtelne zapachy).
      Ale... uważam, że to bardzo ciekawe - czytałam o specyfiku złożonym z konkretnego szczepu bakterii, który w badaniach uczestnicy nakładali pod pachy. Bakterie zmieniały pH skóry i wytwarzały zupełnie inny zapach niż ten szczep, który w wiekszości mamy pod pachami jako ludzie. Ciekawi mnie to, bo to pokazuje, że za zapach odpowiadają konkretne bakterie bytujące na skórze i chcąc pozbyć się tego zapachu myjemy się nieco często... Warto sprawdzić, czy codzienny prysznic może przejść w taki co drugi dzień. W moim przypadku jak najbardziej, ale to bardzo zależy od tego, jak się pocimy (i co jemy...).
      Może to jets jakas podpowiedx dla Ciebie.
      Bo z mojego doświadczenia wynika, że nie dość, że żele ekologiczne sa drogie, to jeszcze się prawie wcale nie pienią, więc... są podwójnie drogie. Kiedyś dolewałam do żelu olejku, dzięki czemu skóra była bardziej chroniona przed wysuszeniem. Formułę żel+olej ma Ziaja, ECOLaboratories i wiele innych firm, więc to też jakiś pomysł.
      A poza tym... starożytni Rzymianie nacierali się oliwą, która potem "zdzierali" z ciała specjalnie zakończonym narzędziem - może warto zamiast żelu pod prysznic nałożyć na skórę np. olejek migdałowy, wymasować się, a potem intensywnie spłukać się wodą? Oczywiście na skórze zostanie tłusta warstewka, ale może się też okazać, że taka ablucja jest zupełnie wystarczająca dla naszej higieny - to mój patent na dzień, kiedy chcę wziąć ciepły prysznic, a nie potrzebuję myć się detergentem.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Dziękuję za Twój komentarz. Cenię Czytelników, którzy mają swój mały wkład w bloga. Jeżeli jesteś Anonimem, proszę, podpisz się imieniem lub nickiem :-)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...